38

784 80 15
                                    

~Narrator~
Minął tydzień. Tak niebywale krótki dla obu młodych kochanków, którzy nie wyobrażali sobie życia bez siebie. A było to pewne, i to bardzo.

Nie wiedzieli, czy ich miłość jest prawdziwa, ale... Po co ich umysły miały się nad tym zastanawiać? Byli po prostu pewni, że wakacyjny romans przerodził się w coś więcej. I mimo tego, że byli nastolatkami, których miłość była uważana za zauroczenie dla większości ludzi. Bo przecież młodzi nic nie wiedzą o miłości.

Może i nie mają pojęcia, jak to wytłumaczyć, ale na pewno wiedzą, że to stan, który sięga ponad niebiosa. Wiedzieli jakim uczuciem dążą drugą osobę, którą kochali.

Tak samo jak Alec i Magnus, których miłość miała rozerwać się w pół niczym nic nie znacząca nitka. Najbardziej chłopców bolało to, że dany proces już się rozpoczął. I ranił.

Cholernie ranił.

****
Wrócili do rezydencji swoich wujków na piechotę. Co z tego, że to daleko. Starali się jak mogli, by przedłużyć czas rozłąki. Żaden z nich nie narzekał na ból nóg, tylko serca. Szli w ciężkiej ciszy, przez którą mieli wrażenie, że ich przygniatała. Ale właśnie tak było.

Kiedy dotarli do celu podróży, zauważyli dwa auta znajdujące się przy chodnikach przed domami ich wujków. Jeden należał do ojca Magnusa, drugi do Maryse i Roberta - rodziców Aleca. Nastolatkowie westchnęli ciężko i spojrzeli na siebie pierwszy raz, odkąd opuścili dziś, w ostatni dzień wakacji, drewnianą chatkę w lesie.

- Twoi starzy już są? - spytał smutno Magnus. - Bo mój tata tak.

- Moi też - odparł cicho Alec.

Do ich uszu dobiegły krzyki znanych im głosów. Spojrzeli przed siebie i zauważyli swoich rodzicieli na posesjach domów swoich rodzin. Obaj westchnęli jeszcze ciężej niż przed chwilą i rozdzielili się do swoich furtek.

***
- Alec! - krzyknęła kobieta, wieszając się na szyi swojego najstarszego dziecka.

Martwiła się o syna, i to bardzo. W końcu jaka matka by nie przejęła się wiadomością, że jej dziecko zniknęło na cały tydzień i nie dawało żadnego znaku życia? Ojciec Aleca też się martwił, ale nie jakoś specjalnie. Kilka słów, których często używał w ostatnim tygodniu brzmiały "normalne, że uciekł, to zwykły nastolatek".

Rodzice czarnowłosego nie wiedzieli, że ich syn uciekł z Magnusem. Wujostwo im tego nie powiedziało, zdając sobie sprawę, że Alec miałby przez to większe problemy, niż z powodu samej ucieczki.

- Przepraszam... - wymamrotał bez żadnych emocji Alec, gdy Maryse się od niego odczepiła.

- Wiesz, jak my się martwiliśmy?! - wykrzyknęła rozemocjonowanym głosem.

- Alec! - z domu wybiegła Eliza wraz z Kornelem, gdy tylko zauważyli młodego Lightwood'a na ich podwórku.

- Jak dobrze, że jesteś cały - wujek Aleca odetchnął z ulgą.

- Dobra, dobra - Robert przerwał te całe "powitanie", niepotrzebne jego zdaniem. - Wracamy już do domu, nie mamy czasu.

- Tak - westchnęła Maryse, zwracając się jeszcze do Elizy i Kornela, dziękując im za opiekę nad synem podczas tych dwóch miesięcy.

W których tyle się zmieniło w życiu ich potomka, o czym nie zdawali sobie nawet sprawy.

W tym czasie Alec tępo wpatrywał się w Magnusa, który stał w ogrodzie swoich wujków, rozmawiając z nimi i z jakimś jeszcze mężczyzną, którego Lightwood uznał za ojca swojego chłopaka.

***
- Ehh, synu... - westchnął Asmodeus. - Dlaczego uciekłeś?

- W domu ci wszystko wytłumaczę - westchnął nastolatek, ignorując narazie wujków, którzy coś mówili, chyba do niego jak mniemał.

Odwrócił głowę w bok i napotkał spojrzenie Aleca, które wpatrywało się w jego osobę. Błękitne tęczówki przesiąknięte były czystym smutkiem i żalem. Nie wspominając już o spojrzeniu Magnusa, który spytał po chwili:

- Mogę pożegnać się z kolegą?

***
- Mamo? - zaczął Alec. - Mogę pożegnać się z kolegą?

Rodzice obojga chłopców zgodzili się, upominając oczywiście młodych o czas. Nastolatkowie wyszli z posesji swoich wujków i zatrzymali się przed sobą na chodniku. Patrzyli sobie nawzajem w oczy, mając wrażenie, że całe wakacje przelatują im przed oczami.

W pamięci Magnusa pojawiła się Zafira, Celinka... Ale niebieskie tęczówki zdecydowanie dominowały we wspomnieniach. Alec natomiast widział każdą chwilę z Magnusem, która wbijała chłodne bolce w jego serce, które teraz stało się tak kruche.

Azjata mu pomagał, wspierał, rozśmieszał, rozumiał, przytulał i najzwyczajniej w świecie kochał. Gdyby nie on i jego szalone pomysły, Alec spędził by całe wakacje czytając książki w łóżku jak poprzednie lata jego egzystencji. Miał wrażenie, jakby Magnus pokazał mu cząstkę życia, bo czarnowłosy najwyraźniej do tej pory tylko wegetował. Był za to wdzięczny Bane'owi.
Ale dlaczego musiało to się zakończyć? Nie rozumieli.

- Stokrotko... - zaczął Magnus drżącym głosem.

Sam Alec przetarł swoje oczy, czując łzy pod powiekami. Po tym jednym, jedynym słowie nastała między nimi grobowa cisza. Bane'owie jak i Lightwood'owie patrzyli się na dwójkę nastolatków, a rodzice młodych nie do końca zdawali sobie sprawę z relacji swoich dzieci. Może to i lepiej?

Oczy posiadające złote tęczówki, i te, które chwaliły się przed światem błękitnymi, zaszły łzami. Ból, który uciskał ich serca był nie do zniesienia dla obojga.

To naprawdę koniec? - pytali siebie w myślach.

Alec zdziwił się, kiedy na twarzy Magnusa pojawił się uśmiech. Prawie niewidoczny, ale jednak. Bane, wieczny optymista, nie mógł pożegnać się przecież inaczej. Nawet wtedy, kiedy niewidzialne szpony dobitnie atakowały jego duszę. Pewnie oddzielały od niej duszę Aleca.

Nie zwracając uwagi na ich rodziny, które im się przyglądały, przetarł wierzchem dłoni policzek swojego ukochanego. Ciało Aleca zadrżało na dotyk. Pragnęło tego więcej, już na resztę życia. Ale zapomniał, że życie to nie bajka, a jego romans, który miał być przelotny, nie udał się.

Azjata pocałował usta Alexandra, chcąc przekazać mu całą swoją energię i miłość, a ból przenieść na swoją osobę, by nastolatek nie cierpiał. Po tym geście oboje przylgnęli do siebie w mocnym uścisku.

Łzy nie wydostawały się spod powiek, tylko dzielnie znosząc wewnętrzny, rozrywający ból, kryły oczy szkarłatną powłoką. Przytulali się do siebie najmocniej jak byli w stanie.

To koniec. Nie zobaczą się już. Życie obdarzyło tą dwójkę miłością, którą teraz tak po prostu zrywa, jakby mieli sobie oni z tym poradzić.

Alec nie wierzył w to. Wręcz był pewien, że sobie nie poradzi. Nie bez Magnusa. Nie bez tej osoby, która pokazała mu, jak należy żyć i co to jest miłość. Ponieważ nastolatek poczuł coś takiego jak do Magnusa pierwszy raz w życiu. Więc dlaczego jego pierwsza miłość nie może być tą ostatnią? Nie otrzymał odpowiedzi.

Chłopcy odsunęli się od siebie po jakimś czasie. Ich rodziny na szczęście postanowiły się nie wtrącać. Asmodeus jednak ponaglił swojego pierworodnego, nie rozumiejąc, dlaczego żegna się on tak długo z jakimś zwykłym, przelotnym kolegą z sąsiedztwa.

Alec patrzył się tępo, jak jego cały świat pakuje się ze swoim ojcem do auta. Nim azjata odjechał, uśmiechnął się do Aleca. Tak bardzo smutno. Uwolniło to jedną łzę, która przemierzyła policzek Lightwood'a.

Samochód odjechał, a serce Aleca przeżyło wstrząs. Czarnowłosy wrócił do swoich rodziców, pewny tego, że nie zazna już więcej szczęścia.

- Alec... - szepnął zmartwiony Kornel wprost do ucha zdruzgotanego nastolatka. - wiesz... ,,Z miłością tak jest. Przychodzi, odchodzi, ale... W sercu zostaje", niestety.

❤❤❤
I jeszcze epilog👌😘

𝕁𝕖𝕤𝕥𝕖𝕤 𝔻𝕫𝕚𝕨𝕟𝕪. 𝕃𝕦𝕓𝕚𝕖 ℂ𝕚𝕖Where stories live. Discover now