4

661 73 8
                                    

~Alec~
Próbowałem nie chichotać. Ba, próbowałem się nie roześmiać na żart, który powiedział Magnus... A był to jakiś okropny suchar!

- O ja cię kręcę... Alexandra śmieszą suchary - zaczął rechotać azjata, a ja rozpływałem się w środku za każdym razem, kiedy jego usta wypowiadały moje imię. Lub te niepowtarzalne "stokrotko"... Oh, wspaniałe uczucie.

- Ja... - szukałem jakiejś dobrej wymówki, szczerząc się jak głupi i nie potrafiąc spokojnie siedzieć w miejscu. - To nie tak... To przez to, że przypomniałem sobie ciebie, jak wchodziłeś do śmietnika po majonez!

Azjata popatrzył się na mnie marszcząc brwi, a potem wybuchnął głośnym śmiechem. Rozbawiony zerknąłem na sąsiedni stolik i na ludzi, który zdezorientowani patrzyli czasami na nas.

- Ten majonez... - rozchichotany azjata starł z kącika oka łzę, odziwo nie udawaną. - Albo ten rower, którego od barierki odczepiłem...

- Złodziej - parsknąłem śmiechem, którym prawie się dusiłem. Złapałem za szklankę z wodą i szybko ją opróżniłem.

- Weź... Nie tak głośno... - szepnął do mnie, a kąciki jego ust znowu drżały od zbliżającego się śmiechu. - Bo mnie jeszcze przymkną...

- Jak ty mnie w tym domku w lesie? - spytałem z szerokim uśmiechem.

- A żebyś wiedział.

- Pamiętasz, co tam robil... - przerwałem i momentalnie poczułem mocne pieczenie policzków na wspomnienia, które zalały mój umysł.

Te czołganie się po podłodze, czułe i namiętne pocałunki, przytulanie i... Seks.

- Robiliśmy? - dokończył za mnie i uśmiechnął się leniwie, mrużąc oczy w cudownym geście, który upodabniał go do kota. Jego złote tęczówki zaszły blaskiem.

- Tia... - posłałem mu nieco wstydliwy uśmiech.

Ciekawe w ogóle, czy te wąskie usta smakują tak, jak kiedyś...

- W porządku... - stęknął i uniósł ręce w górę, rozciągając się. Moje spojrzenie powędrowało na jego klatkę piersiową, której kawałek odsłaniały odpięte 3 górne guziki koszuli. Pan kot po rozciągnięciu się położył z hukiem obładowane biżuterią ręce na stół i spojrzał na mnie uważnie. - Gdzie w ogóle teraz mieszkasz?

- Um... Hotel - przyznałem zgodnie z prawdą. Wystarczy to, że nie powiedziałem mu prawdy z tym, jakim cudem się tu znalazłem...

- Hotel? - zdziwiony uniósł swoje cienkie brwi. One chyba też były pokryte drobinkami brokatu. - Serio?

- Eee... Aa... A co? - spytałem zmieszany, grzebiąc widelcem w i tak pustym talerzu.

- Chcesz pójść do mnie?

Uniosłem głowę i aż uśmiechnąłem się lekko, gdy zobaczyłem dziecięce szczęście w jego oczach. I tą nadzieję.

- Nie chcę ci robić problemu... - zacząłem, ale Magnus momentalnie skarcił mnie złym spojrzeniem.

- Zgłupiałeś? - burknął. - Chodziłeś ty do szkoły przez te kilka lat? Mózg ci jeszcze działa? Szare komórki w normie? Czy na emeryturze?

- Magnus! - syknąłem, udając oburzenie. Cóż, prawda była taka, że bardzo ucieszyła mnie jego reakcja. - Nie jestem głupi.

- Ha, wątpię - zaśmiał się dźwięcznie i przeleciał karcącym spojrzeniem po mojej sylwetce. - Bo jesteś głupi, myśląc, że w jakimkolwiek znaczeniu jesteś dla mnie problemem. Nie myśl tak, dobrze? - jego spojrzenie pod koniec złagodniało, kiedy westchnął.

- No... Dobrze, dobrze - przytaknąłem głową, rozczulony. Zrobiło mi się ciepło na twarzy.

- To chodź do mnie - zaproponował znowu i tym razem uśmiechnął się przyjaźnie. - Znaczy, wprowadź się. Po co masz marnować pieniądze na jakiś hotel. W ogóle, pracujesz?

- Nie... - przyznałem z lekkim wstydem, drapiąc się po karku. - Płacę za pokój z tego, co mi jeszcze zostało w portfelu.

- To tym bardziej chodź do mnie - nalegał uparcie.

- Um...

Nawet nie wiedziałem, dlaczego tak mąciłem i się nie zgadzałem. Znaczy, w środku od razu się zgodziłem, ale nie mogłem jakoś tego wypowiedzieć.

- Lightwood, bo cię walnę.

- Okey, pójdę do ciebie. Nie bij - zgodziłem się i cicho parsknąłem śmiechem, a Magnus uśmiechnął się szeroko i od razu wstał od stołu.

- To chodźmy - podał mi rękę i spojrzał na mnie wyczekująco.

Spojrzałem na jego ozdobioną biżuterią dłoń, widząc w głowie obraz, jak trzymając się za ręce wracamy po tygodniu spędzonym w domku do rezydencji wujków, w ostatnie dni wakacji, tuż przed rozstaniem... Jezu, to były najgorsze dni w moim życiu.

Kiedy się ocknąłem, szybko złapałem dłoń Magnusa i pozwoliłem postawić się na nogi. Poczułem niewyobrażalne ciepło, przez które nie mogłem się nie uśmiechnąć. Po za tym zauważyłem też zadowolenie na twarzy azjaty, do którego znowu zabiło moje serce. Ale chyba i tak nie przestało bić właśnie do niego.

- Tylko zapłacę za jedzenie, stokrotko. Bo nas z tego baru nie wypuszczą, a nie chciałbym tu spać.

𝕁𝕖𝕤𝕥𝕖𝕤 𝔻𝕫𝕚𝕨𝕟𝕪. 𝕃𝕦𝕓𝕚𝕖 ℂ𝕚𝕖حيث تعيش القصص. اكتشف الآن