36

791 86 16
                                    

~Alec~
Siedzieliśmy tak przez około dziesięć minut. Majonez się powoli kończył, bo mój chłopak, który udawał gołębia, wcale go nie oszczędzał. Oberwało jakiś pięciu ludzi, w tym niemowlę, które spało sobie w wózku prowadzonym przez kobietę. Najśmieszniejsze było to, że ono dalej spało, a jego zapewne matka nic nie zauważyła.
Rodzic miesiąca! I śpiące dziecko miesiąca.

Gdy Magnus czaił się z majonezem na dłoni na kolejnego człowieka, ja zauważyłem niepokojący mnie samochód, który podjechał pod sklep...

- Magnus... - przerażony zacząłem szarpać koszulkę mojego chłopaka, nie odrywając wzroku od auta.

- Alec... Muszę się skupić - mruknął.

- Spadamy! - pociągnąłem go w tył, kiedy drzwi auta się otworzyły.

Padłem z Magnusem na plecy, a azjata spojrzał na mnie karcąco. Na policzku miał białą plamę.

- Co ci odbiło?

- Kornel podjechał pod klep, kretynie - zmarszczyłem brwi, starając się nie roześmiać z jego ubrudzonej twarzy.

Kiedy zauważył, że gapię się na jego policzek, przetarł go, za chwilę z obrzydzoną miną patrząc na swój biały nadgarstek.

- Okey, to jeszcze jeden ludek i spadamy - powiedział i się podniósł do siadu.

Wywróciłem oczami i również się uniosłem, przemierzając parking badawczym spojrzeniem. Azjata zaczął chichotać, gdy spuszczał kolejną bombę na nic nie podejrzewającego człowieka.

- Co jest?! - krzyknął jakiś tam mężczyzna. Odsunął się od sklepu i zadarł głowę, dostrzegając nas. Super. Na głowie miał rozlazłą, białą plamę. - Ja wam dam łazić po dachach! Schodzić natychmiast! Dzwonię na policję! - krzyczał.

Mój mądry... Najgłupszy chłopak na świecie postanowił mu odpowiedzieć:

- Poluźnij portki, koleś! - krzyknął na odczepne, a ja strzeliłem się z otwartej dłoni w czoło.

Bóg prócz wyglądu mógłby mu dać choć odrobinę pokory i rozumu. Dlaczego tego nie zrobił?!

- Chodź, cwelu - westchnąłem, wstając i chwytając kołnierz koszulki Magnusa, który pociągnąłem do góry.

- Muszę mu nagadać! - krzyknął obruszony, ale wstał na szczęście.

- Gołębie nie gadają - stwierdziłem i spojrzałem na tamtego kolesia, który przystawiał telefon do ucha, a drugą ręką zawzięcie gestykulował, co wskazywało na jego zdenerwowanie.

Moje oczy zdążyły zauważyć jeszcze wyłaniającą się sylwetkę mojego wujka, zanim rzuciłem się wraz z Magnusem do ucieczki.

Już latanie na Zafirze było bardziej bezpieczniejsze niż to.

****
- Co robisz? - podszedłem do mojego chłopaka, który siedział na stoliku. Malował swoje paznokcie czarnym lakierem.

- Bawię się w Lucyfera - odrzekł, nie zaprzestając skupiać swojej uwagi na czynności.

- Było się majonezem wysmarować - prychnąłem wrednie i usiadłem sobie obok nastolatka.

Z lekkim zdumieniem wgapiłem się w jego palce, które trzymając zakrętkę od lakieru, precyzyjnie jeździły czarnym włosiem po paznokciach drugiej ręki.

- Ciebie wysmaruję w nocy - mruknął.

- Jeśli to zrobisz, odgryzę ci rękę - warknąłem.

- Smacznego - powiedział ze śmiechem, i gdy skończył swoją robotę, spojrzał na mnie. Jego oczy były tak słodko wypełnione iskierkami szczęścia. - Daj rękę.

𝕁𝕖𝕤𝕥𝕖𝕤 𝔻𝕫𝕚𝕨𝕟𝕪. 𝕃𝕦𝕓𝕚𝕖 ℂ𝕚𝕖Where stories live. Discover now