5

683 71 7
                                    

~Alec~
- No chodź, chodź - ponaglał mnie Magnus, idąc szybko przede mną. Próbowałem za nim nadążyć. - Do mojego garażu, do auta, i jedziemy do tego hotelu po twoją walizkę. I z powrotem do mnie. Chodź.

- Uh, zaczekaj - stęknąłem, bezskutecznie próbując przyspieszyć swój chód. Ale nie miałem za grosz kondycji.

Magnus nagle zatrzymał się i odwrócił do mnie. Podziękowałem mu w duchu, samemu stając i biorąc kilka głębokich oddechów, opierając dłonie na kolanach. Nogi trochę mi drżały.

~Magnus~
Zmartwiony patrzyłem na Alexandra. Jego wychudzenie nie pozwala mu nawet szybko iść.

- Masz zaburzenia odżywiania? - spytałem po krótkim wahaniu, które szybko zbyłem. Stawiam na szczerość.

Nieco zdezorientowany Alec uniósł głowę, sapiąc, i zmarszczył brwi, patrząc na mnie.

- Nie. Dlaczego tak myślisz?

- Jesteś wychudzony.

- Sam jesteś chudy jak tyczka! - zarzucił mi, prostując się w końcu. Pokręciłem głową, wzdychając cicho i przelatując wzrokiem jego sylwetkę od stóp do głów. Głupi człowiek.

- Chudy, nie wychudzony - powiedziałem powoli, patrząc ciągle w jego oczy. Odwrócił wzrok tylko na chwilkę. - Ale porozmawiamy o tym wieczorem, jak już będziemy u mnie.

Odwróciłem się z powrotem i zacząłem iść, częściej zerkając za siebie na Aleca.

★★★
- Naprawdę nie będę sprawiał kłopotu? - spytał niepewnie Alec, kiedy szliśmy już z jego walizką do mieszkania, w którym sobie żyłem. I w którym czekał na mnie mój kot.

- Sam mam cię tam zaciągnąć czy jak? - przekręciłem głowę i spojrzałem na niego, poddenerwowany mrużąc oczy. - Nie myśl, że jesteś dla mnie problemem.

- Do tej pory dla wszystkich byłem wyłącznie problemem - mruknął, z powrotem kierując wzrok przed siebie. Westchnąłem.

Co takiego musiało się stać, żeby życie uleciało z tego słodkiego chłopaka, którego znałem? I czy będzie chciał w ogóle mi o tym mówić?

- Cóż, możesz w takim razie cieszyć się miłą odmianą - oznajmiłem wolno i przeskoczyłem nad kilkoma ostatnimi stopniami, podchodząc do drzwi. Była na nich średniej wielkości, brokatowa gwiazdka.

Przekręciłem kluczyk i otworzyłem drzwi, przepuszczając Aleca ciągnącego za sobą nudną, szarą walizkę. Mężczyzna nadal nie wyglądał na pewnego siebie. Ba, nie wyglądał nawet na mężczyznę. Był zbyt mizerny. Mam nadzieję, że pod moją lodówką się to zmieni.

Kiedy Alexander i jego walizka wylądowali w przedpokoju, sam wszedłem do mieszkania i zakluczyłem drzwi. Zobaczyłem, że Alec ściąga buty, na co uśmiechnąłem się lekko. Moi przyjaciele powinni nauczyć się od niego manier. Sam zdjąłem marynarkę, wieszając ją na wieszakach i zostając w samej koszuli. Buty zastąpiłem zielonymi, wygodnymi pantoflami.

Nagle Prezes Miau głośno miauknął. Alec podskoczył i prawie że krzyknął, co wprawiło mnie w krótki rechot.

- Jeśli mój kot cię nie polubi, albo z tobą albo z nim będzie coś nie tak - powiedziałem ze śmiechem i ominąłem Aleca, idąc do salonu. - Nazywa się Prezes Miau.

- Prezes? Prawie jak jakiś Bóg - odparł mężczyzna, idąc za mną. - Jeszcze powiedz, że go czcisz czy coś.

- Czczę go rok w rok w jego urodziny.

- Już się boję, kiedy będą - zaśmiał się, akurat kiedy zatrzymałem się, bo mały, biały kociak z szarymi pręgami podskoczył pod moje nogi.

- Prezesie Miau, moja miłości, poznaj Alexandra Lightwood'a - zniżyłem się, spojrzałem na kotka, który powoli zamrugał, a potem zerknąłem na Aleca patrzącego na zwierzę. W niebieskich oczach były zabawne iskierki.

Prezes przeniósł wzrok na Aleca. Już się bałem, że prychnie albo ucieknie, ale kot dokonał jednak tej właściwej analizy. Na całe szczęście. Nie wiem, kogo prędzej bym wyrzucił z tego domu...

Miau podszedł do Aleca i zaczął ocierać się o jego nogi. Ja wyprostowałem się, zadowolony i spokojny.

- Czuj się tak, jakbyś wygrał dużą nagrodę pieniężną - powiedziałem z uśmiechem do Aleca, który powoli wziął Prezesa na ręce. Kot głośno mruczał.

- Ten kot jest aż takim wyznacznikiem... Dobroci? Czy czego? - spytał, czerwieniąc się trochę na policzkach. Zaśmiałem się.

- Tego, z kim mogę się zadawać.

- Czyli wszystkich twoich przyjaciół lubi?

- Em... - skrzywiłem się odrobinę. - Przynajmniej od nich nie ucieka.

- A... Do mnie się klei... - wymamrotał Alec, a Prezes wdrapał się na jego ramię i trącał łebkiem jego szczękę. Och, rozczulający widok. - To dobrze? - odwiedził mnie niepewny wzrok niebieskich oczu. Mimo, że Alexander się zmienił, nie stracił swojej słodkości i niewinności. O, ciekawe, jakie związki miał przez te kilka lat...

- To bardzo dobrze - odpowiedziałem, nie pozwalając sobie zatracić się w myślach. Na rozmowę o życiu przyjdzie pora trochę później.

~Alec~
Nie sądziłem, że koty są takie fajne. Może takiego czegoś mi brakowało u siebie w domu, pokoju? Może taka kulka sierści z błyszczącymi oczami przypominałaby mi Magnusa Bane'a, przez co... Nie umierałbym tak przez te kilka lat.

Głaszcząc kota, który ciągle pnął się w górę do mojej twarzy, uniosłem spojrzenie na Magnusa. Azjata patrzył na mnie z przyjemnym, leniwym uśmiechem. Odwzajemniłem gest.

Brakowało mi jego obecności. Bardziej niż bardzo.

Już miałem się odezwać, ale mój telefon zaczął dzwonić i wibrować. Głośno. Tym razem Magnus lekko podskoczył, a kolorowe oczy rozszerzyły się.

- Na moje wewnętrzne demony... - mruknął sam do siebie, podchodząc do mnie. - Odbierz, bo ta komórka skrzeczy gorzej niż marny skrzypek.

Parsknąłem śmiechem, oddając Magnusowi Prezesa, po którego wyciągnął ręce. A kiedy zobaczyłem go z tym kotem, jak go przytula i nagle poświęca mu całą swoją uwagę, poczułem ognisko na dnie serca... Kochane.

Azjata odwrócił się i poszedł do kanapy, na którą zaraz usiadł. Zaczął bawić się z kotem wijącym się na jego kolanach. Potrząsnąłem głową, żeby przestać się na nich gapić i sięgnąłem po swój telefon. Szybko odebrałem.

- Hallo? - podszedłem do ściany, opierając się o nią barkiem. Próbowałem nie zezować wzrokiem w stronę mężczyzny.

- No cześć - mruknęła Isabelle, niezbyt szczęśliwa. - Jace pozdrawia, tak przy okazji.

- Nawzajem.

- I co? Jak tam? - westchnęła cicho. - Radzisz sobie?

- Słuchaj, muszę ci coś powiedzieć... - zacząłem, będąc pewnym, że przez najbliższe minuty nie przestanę się szczerzyć. Zaraz pochwalę się przed siostrą swoim znaleziskiem.

- Co się stało?

- Bo... - uśmiechając się ciągle, poszedłem do przedpokoju, po którym zacząłem krążyć. Uważając na walizkę. - Wiesz...

- Na Anioła, Alec, mów! - warknęła.

- Znalazłem Magnusa.

𝕁𝕖𝕤𝕥𝕖𝕤 𝔻𝕫𝕚𝕨𝕟𝕪. 𝕃𝕦𝕓𝕚𝕖 ℂ𝕚𝕖Where stories live. Discover now