71.

2.1K 88 7
                                    

Siedziałam na tym dachu dobre dwie godziny i kurwa doszłam do wniosku, że miał zupełną rację. Cholera jasna przecież ja mu dałam jasno do zrozumienia, że nadal czułam coś do Chrisa, a nie jego. Jestem idiotką. Jak mogłam myśleć o nim jak o typowym facecie, który chce tylko atencji? Przecież on nigdy nie był, nie jest i nie będzie typowym facetem! Jak mogłam nazwać go pieprzonym idiotą?! Jak!? Boże nikt nie zdaje sobie sprawy z tego jakie ja w tym momencie mam kurewskie wyrzuty sumienia. Gwałtownie poderwałam się na równe nogi i osuszyłam policzki z łez i spojrzałam na świecący księżyc, jakbym szukała w nim motywacji lub ukojenia. To śmieszne jaki człowiek jest niesamowicie mały w tym całym wszechświecie. Zabawne jest też to ile taka mała istota może wyrządzić krzywd. Westchnęłam głośno i pokierowałam się do mieszkania.

-David?- zapytałam cicho, gdy tylko weszłam do mieszkania.- David kochanie. Chcę porozmawiać.- mówiłam ostrożnie jakbym bała się, że wyrządzę mu jeszcze większą krzywdę.  W końcu on zawsze odnosi się do mnie z niesamowitą ostrożnością. 

Nie muszę chyba mówić z jakim niepokojem się spotkałam kiedy odpowiedziała mi cisza. Przeszukałam całe mieszkanie, a po nim ani śladu. Zobaczyłam natomiast, że jego buty i kurtka zniknęły. Kluczyki do samochodu jednak zostały tam, gdzie były. 

-David cholera. Martwię się o ciebie idioto...-powiedziałam sama do siebie. 

W tym samym momencie przypomniałam sobie, że za blokiem w którym mieszkamy jest mały lasek w środku którego znajduje się jeziorko. To tam zabrał mnie, kiedy się tu przeprowadziliśmy. Z nadzieją pochwyciłam kurtkę i w biegu ją założyłam.

-Jeśli tam cię nie będzie to przysięgam, że dzwonię na policję.- mruknęłam pod nosem zamykając drzwi.

Czym prędzej ruszyłam w stronę jeziorka. Nie biegłam, ale szłam bardzo szybko. W zasadzie chyba jeszcze nigdy nie pędziłam tak szybko ze wzgląd na jakąś osobę. Wreszcie dotarłam do wymarzonego stawku. W świetle księżyca widziałam siedzącą na pomoście posturę, a ja już wiedziałam, że to on. Przepełniona ulgą ruszyłam w jego stronę i stanęłam za nim. 

-Można się przysiąść?- zapytałam ostrożnie

-Dlaczego nie?- odpowiedział cicho rzucając kolejny kamień do wody. 

-Bardzo przepraszam. Nie chciałam tak tego powiedzieć. Po prostu ogarnęły mnie emocje, a ja dałam się im ponieść.-wzięłam jego rękę. Była zimna, więc jemu pewnie też jest zimno. W sumie jak na lato jest dość chłodno, a on ma jedynie baseballówkę. 

-Nie musisz mnie przepraszać. Jeśli mówiłaś prawdę to przecież w niczym nie zawiniłaś. 

-W tym problem. Nie mówiłam prawdy. Źle dobrałam słowa. Chris był ważną częścią mojego życia to fakt, aczkolwiek na pewno nie najważniejszą osobą. Kurwa David, to z tobą chcę mieć tróję dzieci i kota. Albo psa, bo koty to szatany. Nie ważne, sęk w tym, że to ciebie kocham ponad życie i z tobą chcę je spędzić. 

-Więc weźmy ślub.- spojrzał na mnie.

-Teraz?- uśmiechnęłam się dotykając dłonią jego lekko zaczerwienionego policzka

-Teraz. 

-Nad stawem?- zaśmiałam się na co on lekko się uśmiechnął

-Nie. Nie dosłownie teraz, ale w najbliższej przyszłości. 

-W porządku. Weźmy ślub. 

-W porządku... pani Shey...

Uśmiechnęłam się po czym nie mogąc już wytrzymać chwili wpiłam się w jego słodkie, malinowe usta.

I'm Rich BitchWhere stories live. Discover now