Rozdział 1

724 76 23
                                    

Syriusz Black POV

Widziałem nieprzychylne spojrzenia innych osób, jednak nie zważając na nie, wybiegłem szybko z pociągu, a następnie ze stacji.

Przez cały ten czas poruszałem się oddalony od Petera o niecały metr. Nastolatek zatrzymał się przy jednym z kilku starych budynków, znajdujących się na nieznanej mi dotąd ulicy. Rozejrzał się i wszedł do niego, a ja poszedłem za nim.

Patrzyłem w każdą stronę, w każdy kąt, starając się odszukać tu kogokolwiek innego - Remusa w szczególności, lecz nikt oprócz nas się tutaj nie znajdował.

- Dlaczego tutaj jesteśmy? - zdecydowałem się w końcu zapytać, przenosząc wzrok na Pettigrew, jednak on mi nie odpowiedział, jedynie stał odwrócony do mnie tyłem i się nad czymś intensywnie zastanawiał.

Ten człowiek chyba chce mnie do jakiegoś szału doprowadzić.

- Chodź za mną - powiedział nagle, a ja momentalnie to zrobiłem.

Weszliśmy do małego pomieszczenia, które tak jak poprzednie - było puste, nawet nie przyszłoby mi do głowy to, że Remus mógłby gdzieś tutaj był. A w szczególności pod podłogą, to wydawało mi się zbyt irracjonalne, żeby w ogóle w to uwierzyć. Pomyślałem o tym dopiero, jak gdzieś z dołu zaczął dochodzić do mnie hałas.

Intensywnie wpatrywałem się w drewnianą podłogę, szukając w niej jakiegoś przejścia czy czegokolwiek, co pozwoli mi na zejście w dół.

- Nie wchodź tam, jest podczas przemiany.

- To dlaczego tu jesteśmy? Skoro to tylko przemiana, to moglibyśmy już w Hogwarcie powiedzieć o tym Dumbledore'owi, nie robiłby nam przez to przecież żadnych problemów - powiedziałem naprawdę szybko.

Po krótkim momencie dotarł do mnie jeden ważny fakt, nie było pełni. Nie było przecież nawet nocy. Więc dlaczego był podczas przemiany?

- To nie jest zwykła przemiana! - podniósł lekko na mnie głos. - Gdyby to była zwykła przemiana, to chyba bym cię tu nie ściągał, ani bym się tym aż tak nie przejmował. Pomyśl choć chwilę, jak on miałby przejść przemianę? Nie ma tu żadnego księżyca. Nie ma tu niczego. - Wolno kiwałem głową, gdy jego słowa do mnie docierały. Nie odzywałem się, starając się mu nie przerywać. - Szczerze nie mam żadnego pomysłu co się dzieje, ale ktoś gra z nami w jakąś dziwną grę. Zobacz tam - wytłumaczył, a następnie wskazał palcem na pognieciony pergamin.

Nic nie myśląc, podszedłem do niego i przeczytałem, co na nim zostało napisane. Na początku były jakieś dziwne składniki, których nazw nawet nie znałem, a na końcu koślawym pismem, ktoś dopisał:

„Słyszycie te krzyki? Jakie to przyjemne dla uszy, prawda? Oczywiście, że tak, ale pewnie będziecie zaprzeczać.

Na wstępie macie informacje do składników, które musicie mu podać, aby „przemiana" się skończyła. Macie dokładnie czterdzieści osiem godzin na to, inaczej będzie to trwać aż do śmierci. Czyli przez dokładnie tyle samo czasu, ile wam pozostało.

Grę czas zacząć. L."

- Jaki L? Gdzie jest James? - zacząłem zadawać pytania.

- Nie wiem kim on jest, a Potter stara się załatwić cokolwiek z tych składników. - Dźwięki spod podłogi zagłuszyły jego dalsze słowa.

- Jak my mamy to coś zrobić? - zapytałem zestresowany. - To Remus był od myślenia, nie my! Przecież to się nie uda - zacząłem poważniej panikować.

- Spokojnie, uda się. Mamy jeszcze dużo czasu, coś się wymyśli. - Próbował mnie jakoś uspokoić. Jakim cudem on sam nie był tym zestresowany?

- Trzeba iść z tym do Dumbledore'a lub chociażby do Snape'a, on się na tym zna, my przecież to zepsujemy! - Podczas mojego zdenerwowania do pomieszczenia wleciała sowa z listem. Szybko się do niej zbliżyłem, cudem jej nie przestraszyłem. Wyjąłem kawałek pergaminu z koperty i odczytałem tekst, który się na nim znajdował.

„Wszystko dzieje się pomiędzy wami, jeżeli dowiem się, że zamieszaliście do tego kogoś jeszcze, ta osoba zginie, tak samo jak jeden z was.

Miłej zabawy. L."

Skończywszy czytać, przekazałem list przyjacielowi.

- Czyli jedyny racjonalny plan odpada. Świetnie - rzekłem, poprawiając włosy, które zaczęły wpadać mi do oczu. - Skąd ty w ogóle wiesz o tym miejscu i o całej sytuacji? - dopytywałem.

To nie było tam, że oskarżałem czy podejrzewałem go o coś. Po prostu w tym momencie każdy był dla mnie w nawet najmniejszymi stopniu podejrzany.

- Rano, a w sumie bardziej w nocy przyleciała do Jamesa sowa z listem, że ma tutaj przyjść. Ten nie chcąc iść sam, zabrał mnie ze sobą - wytłumaczył, przykucając.

Usiadłem na podłodze obok niego, bo nie wiedziałem już co ze sobą zrobić. Nic nie rozumiałem, jednak starałem się coś wymyślić.

Nieskutecznie.

Wtedy podbiegł do nas zasapany Potter, na ziemi położył wielką torbę. Podniosłem się z podłogi, by zobaczyć co się w niej znajduje. Były tam dwie grube książki oraz wszystko potrzebne do przygotowania potrzebnej dla Lupina mikstury.

behind the letters ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz