Rozdział 3

416 57 44
                                    

Syriusz POV

- Koniec - powiedzieliśmy równo z Pettigrew.

KONIEC.

- Raczej to umiem - powiedział pewnie szatyn, podniósł się z podłogi, aby podejść do nas i do przygotowanego przez nas eliksiru.

- Chwila! - zdążyłem powiedzieć przed Jamesem, który chciał już rzucić zaklęcie. - Upewnij się, że nie musimy po tym czekać - zwróciłem się do blondyna.

- Nic o tym nie ma, sprawdzałem to już z tysiąc razy - powiedział spokojnie.

Wszyscy w tym momencie zazdrościliśmy mu tego spokoju.

Bo tylko on w tym momencie potrafił nie panikować, jak wszyscy i zachował trzeźwy umysł.

James wypowiedział zaklęcie, jednocześnie wykonując ruch różdżką, który był na tyle trudny, że w sumie nawet nie wiem co to było. Jednak na szczęście on wiedział.

Widząc co zaczyna dziać się z miksturą byłem w stanie stwierdzić tylko jedno...

Udało się.

Potter gwałtownie przygarnął do siebie książkę i zaczął czytać co dalej.

- Musimy czekać, aż się uspokoi i zostanie w kolorze ciemnozielonym - oznajmił. - Potrwa to kilka minut. Później mamy to na niego wylać - dodał.

- Nic mu się po tym nie stanie? - spytałem zmartwiony.

- Później mamy wracać do Hogwartu czy jak? - spytał Petter.

- Trzeba czekać na list - stwierdziłem. - Z niego powinniśmy dowiedzieć się co dalej.

Nikt nie odpowiedział na moje pytanie, co mnie zestresowało jeszcze bardziej.

Mętnie wpatrywałem się miksturę, z nadzieją, że szybko będzie w odpowiedniej barwie.

Ta niepewność mnie zabijała.

- Patrzcie coś się dzieje! - krzyknęłam szybko, a pozostała dwójka spojrzała na ciemnozielony kolor.

- Ja jego tym nie polewam - zarzekłem się od razu.

- Ja tez - powiedział szybko niski nastolatek.

- Czyli ja to robię - powiedział zdenerwowany i zestresowany James. - Otwórzcie podłogę - rzekł, kucając przy kotle, a Peter zrobił co kazał.

Ja się jedynie temu wszystkiemu przypatrywałem, bo nawet nie wiedziałem jak mogę to otworzyć. Ani w którym miejscu powinno się to robić.

Nie chcąc widzieć bólu mojego przyjaciela odwróciłem głowę i wpatrywałem się w ścianę. Mój wewnętrzny spokój zakłócały jęki Remusa, którego wszystko bolało. A przynajmniej to mogłem wywnioskować z dźwięków, które docierały do moich uszu.

- Ile to będzie trwać? - zapytałem, w odpowiedzi uzyskałem jedynie krótkie „nie wiem".

- Co jest - powiedziałem cicho sam do siebie, gdy usłyszałem jakiś cichy dźwięk.

Rozejrzałem się po pokoju, tak jak reszta, jednak nic nie dostrzegłem.

Okazało się, że to była sowa, która uderzyła w szybę. Podszedłem do okna i je otworzyłem, aby zwierzę mogło swobodnie tutaj wlecieć. Przechwyciłem list i natychmiastowo zacząłem go czytać.

Nawet nie zauważyłem, żeby ktoś je zamknął.

- „Czas wrócić do Hogwartu, to jak tam dotrzecie, to jest jedynie wasz problem, będę się z wami kontaktować listowo, pierwsze wasze zadanie zostało przez was wykonane. Zostało wam do zrobienia jeszcze czternaście. N."

- N? Kim jest „N", przecież tutaj ostatnio było napisane „L"! Na pewno tutaj było „L" doskonale to pamiętam.

- Może jest tam więcej osób, lub jakaś para, lub dwójka przyjaciół to jest - zacząłem się zastanawiać. Kim są L" i „N"?

A może to pierwsze litery od imienia i nazwiska?

- Może za te czternaście zadań się dowiemy - powiedział niepewnie Remus, który chwile temu wydostał się spod podłogi.

- Wszystko dobrze? - zapytałem, a następnie niepewnie się do niego przytuliłem.

- Tak, czuje się w miarę dobrze - odpowiedział, a później odwzajemnił mój uścisk.

behind the letters ✔️Where stories live. Discover now