8

197 10 1
                                    

Przestałem w końcu wspominać złe czasy.

Co było to się nie octanie, więc teraz stałem na korytarzu i czekałem by mnie ktoś powstrzymał. Nie chce tam iść to jakbym szedł na rzeź. Popatrzyłem na Jeojina on tylko przytakną.

-Wychodzę.

-Będę czekać z ciastem.- Powiedział ze swoim słodkim uśmiechem. 

Nacisnąłem na klamkę i wyszedłem z mieszkania, a potem z bloku. Szedłem w stronę mojego byłego domu, w którym oczekiwałem miłości i wsparcia, ale dostałem kłamstwa i nieufność. 

Stałem w tym miejscu ostatni raz w mym życiu. Kolejny wdech był coraz trudniejszy, a serce szybko biło z każdą kolejną myślą jak mu to powiedzieć. Gdy w końcu zapukałem od razu się otworzyły w, a nich stał przestraszony Chan. 

Pierwszy raz tak go widziałem. Gdy mnie ujrzał rzucił mi się w ramia i zaczął płakać mi na ramieniu.

-Gdzie byłeś misiek?

Odwróciłem wzrok. 

-Musiałem coś załatwić.- Powiedziałem zimno.

-Dobrze. Teraz chodzi za mną mam wspaniałą wiadomości nie tylko dla ciebie.

Zaciągnął mnie do środka. 

W kuchni przy stole siedzieli moi i jego rodzice. Popatrzyłem na niego pytająco on tylko się uśmiechną i szepną do ucha żebym się nie bał to nic złego wtedy bardziej się przeraziłem. 

Cały czas trzymał moją rękę. Moja matka jak zawsze patrzyła na mnie tym złowieszczym wzrokiem, a ojciec gdy na mnie spojrzał wyglądał jakby się martwił. Nie spojrzałem na jego rodziców nie mogłem. Usiedliśmy przy stole i jedliśmy kolacje, którą zrobił starszy.

Gdy skończyliśmy jeść zaparzyłem herbatę dla wszystkich, a blondwłosy przygotował jakieś ciastka. Zaczęliśmy rozmawiać o jakiś pierdołach wtedy chciałem coś ogłosić ale Chan mnie wyprzedził.

 Klękną przede mną wyciągnął ze spodni czerwone pudełeczko i je otworzył wieczko, a tam był wbity srebrny pierścionek z małym diamencikiem i zapytał. 

-Felix jesteś mym życiem. Bez ciebie jestem nikim. Wiem, że dzięki tobie mogę tutaj przebywać. Ty dajesz siłę bym wstał i żył z tobą. Dlatego się spytam. Lee Felix wyjdziesz za mnie?

Nie, to tylko głupi żart. On to tylko wymyślił zaraz wszyscy się zaśmieją z tego głupiego żartu.  Patrzyłem na niego mając łzy w oczach. Tylko szkoda, że to łzy smutku, a nie szczęścia.

 Wszyscy czekali na moją odpowiedzi, a ja siedziałem jak wbity i patrzyłem  ponuro na Chana.

-J-ja nie mogę. Przestań już Chan. Proszę. 

Powiedziałem wstałem i chciałem wyjść z tego świata na zawsze, ale powiedziałem co miałem od samego początku. Poczułem jego dłoń gdy chciałem już odejść.

-Tak Bang to koniec.- Ostatni raz na niego popatrzyłem i odtrąciłem jego dotyk.

Wyszedłem zostawiając zdziwioną rodzinę i zdezorientowanego starszego. Tak będzie lepiej na pewno. Powtarzałem w duchu. 

Zanim wróciłem do młodszego poszedłem jeszcze do parku mojej pierwszej miłość, która się właśnie skończyła. Stałem na pagórku i patrzyłem jak księżyc powoli wznosi się ku górze, i na gwiazdy migające jak małe lampeczki. Ten widok jest kojący jeszcze te świerszcze, które leciutko grały z podmuchem zimnego wiatru. 

Wtedy zaśpiewałem piosenkę bólu. Śpiewałem dopóki nie zabolało mnie gardło. Potem zauważyłem. że ktoś na mnie patrzy z daleka przestraszyłem się i szybko z stamtąd uciekłem za drzewa. 

Nagle czarna postać poszła na miejsce, w którym przed chwilą stałem. Szukał mnie. Gdy był pod księżycem, który go oświetlał był jak książę posypany srebrnym pyłem. Przyjrzałem się postaci i nie mogłem uwierzyć oczom.

-Więc to ty.- Powiedziałem szeptem do siebie.

I wszystko stało się jasne.

Nowy ja [Changlix]Where stories live. Discover now