Rozdział 4

3.7K 298 43
                                    

– Jaki masz ze mną problem, Zou-Zou?

Przypominasz mi o Allentown, o moim ojcu i o wszystkim tym, o czym chciałam zapomnieć.

– To ty masz ze mną problem, Noah. – Ponoć najlepszą obroną jest atak. Zamierzałam z tej metody skorzystać. – Jakoś nigdy szczególnie mnie nie lubiłeś, pamiętasz?

– Żartujesz sobie ze mnie? – prychnął i pokiwał z niedowierzaniem głową. – To ty zawsze patrzyłaś na mnie z wyższością. Jakbym nie zasługiwał na żadne twoje słowo.

– Musiałeś coś źle zrozumieć.

– Nie sądzę. Patrzysz tak na mnie, odkąd się poznaliśmy.

Nie mogłam tak na ciebie patrzeć, odkąd się poznaliśmy, Johnson. Na samym początku wlepiałam w ciebie maślane oczy, ale potem na szczęście mi przeszło.

– To nie jest czas ani miejsce rozstrzygać, kto wygrał zawody w gapieniu się na siebie. – Coś takiego w ogóle istniało? – Jesteśmy pracy, a w pracy, jak sama nazwa wskazuje, ludzie pracują. Powinieneś wziąć z nich przykład.

Spojrzał na mnie z politowaniem.

– Jeśli masz problem z pracą, zawsze możesz stąd odejść. – Wykrzywiłam usta w wyjątkowo drażniącym uśmieszku.

– Nie dam ci tej satysfakcji.

Wielka szkoda.

Ominęłam go w kilku krokach, nie zaszczycając po drodze ani jednym spojrzeniem i zajęłam swoje miejsce za biurkiem. Oparłam łokcie o drewniany blat i złączyłam ze sobą palce u dłoni.

– Czy to wszystko, panie Johnson? – zapytałam, wykrzywiając usta w coś, co nie do końca można było nazwać uśmiechem. – Pozwoli pan, że oboje wrócimy do swoich obowiązków.

– Sztywniak z ciebie, Zou-Zou – stwierdził niespodziewanie, przygryzł lekko dolną wargę i bez pozwolenia usiadł na fotelu naprzeciwko biurka. – Musisz być zawsze taka formalna?

– To się nazywa profesjonalizm. Ale co ty możesz o tym wiedzieć?

Zmrużył gniewnie oczy.

– Wydaje mi się, że zapomniałaś, co właściwie tutaj robię – oznajmił, a jego głos stracił lekkość, co dla mnie oznaczało tylko tyle, że wreszcie udało mi się go sprowokować.

– Trudno nie zapomnieć. Właściwie nic nie robisz. Zajmujesz jedynie mój cenny czas. – Prychnęłam, zamaszyście przycisnęłam przycisk włączający laptop i spuściłam wzrok na jego ekran. Patrząc w oczy Noah ogarniał mnie bezpodstawny niepokój, a moje nogi niebezpiecznie drżały. – Właściwie, jak ci się udało stworzyć tę całą... aplikację?

Gdyby ktoś w liceum zapytał mnie, jaka przyszłość czeka Noah Johnsona, w życiu bym nie pomyślała, że stanie się współtwórcą aplikacji. Chociaż, biorąc pod uwagę jego naturę flirciarza, aplikacja randkowa całkiem do niego pasowała.

– Szybko, szczególnie po znalezieniu inwestora.

– Twoi rodzice nie mogli sfinansować twojego projektu? – Nie mogłam się powstrzymać, na co przewrócił oczami i pochylił się lekko w moją stronę, zmniejszając dystans między naszymi ciałami. Na ułamek sekundy wstrzymałam oddech.

Z bliska był jeszcze bardziej czarujący i przystojny. Nawet ja musiałam to zauważyć.

– Nie chciałem ich pieniędzy. Chciałem im udowodnić, że potrafię osiągnąć sukces. Sam. 

Opamiętałam się, zmuszając do skupienia uwagi na jego słowach.

– Sam?

Uniosłam do góry brwi.

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now