Rozdział 26

2.7K 235 75
                                    

– Wyjedźmy gdzieś razem na weekend po świętach – wyrzuciłam z siebie, odkładając na bok filiżankę z podwójnym espresso. Oparłam łokcie o restauracyjny stolik i wbiłam spojrzenie w Davida. Wpatrywał się we mnie przez kilka sekund, a kiedy dotarły do niego moje słowa, rozchmurzył się i wyprostował na krześle naprzeciwko.

Z samego rana wręczył mi swoje wypowiedzenie, które mimo wewnętrznego rozdarcia byłam zmuszona podpisać. A potem ustaliśmy wspólnie, że nie będziemy się sztywno trzymać okresu wypowiedzenia i nie musi więcej pojawiać się w biurze, szczególnie teraz, kiedy nasza relacja niespodziewanie ruszyła do przodu. Miałam przeczucie, że to dobra decyzja. Oddzielenie życia prywatnego od pracy grubą kreską mogło nam wyjść tylko na dobre.

– Cieszę się, że o tym wspominasz – oznajmił, na co kąciki moich ust lekko się uniosły. – Tak się składa, że moja rodzina wybiera się po świętach na „Pseudoobozowanie z Bakerami", o którym celowo zapomniałem ci wspomnieć, bo nie miałem ochoty nigdzie jechać. Jesteś naturalnie zaproszona.

– Pseudoobozowanie? – zdziwiłam się. – Dlaczego pseudo?

Jego usta wykrzywiły się w cynicznym uśmieszku. Nie wyglądał, jakby cieszył się z tego wyjazdu.

– Zamiast namiotów ciśniemy się w domkach letniskowych mojej ciotki. Zwali się pewnie pół rodziny, zaczną się nieprzyjemne pytania, a ja zdecydowanie nie chcę tak spędzać sylwestra. Miałem cię poinformować i poinformowałem. Ale udamy, że się nie zgodziłaś, bo jesteś bardzo zajęta.

– Kto ci kazał mnie poinformować? – zapytałam podejrzliwie.

– Rodzice – odparł i pytająco przekrzywił głowę. – Coś nie tak?

Zmarszczył czoło i przyjrzał mi się uważnie.

– Czyli powiedziałeś im o... – zaczęłam, ale wyrażenie „nasz związek" z jakiegoś powodu nie chciało mi przejść przez gardło. Wszystko wskazywało na to, że potrzebowałam jeszcze dużo czasu i odwagi, aby się do tego przyzwyczaić, i przede wszystkim nie zepsuć wszystkiego, zanim to nastąpi.

– O...? – Uśmiechnął się cwaniacko, na co przewróciłam oczami.

– No wiesz o czym – wymruczałam pod nosem, unikając jego przeszywającego wzroku.

– O tym, że od pewnego czasu nie potrafisz się ode mnie odkleić? A jak ja chcę się zbliżyć do ciebie, nagle uciekasz? – droczył się ze mną, szczerząc łobuzersko białe zęby. Dowcipniś. Zgromiłam go surowym wzrokiem. – Nie, ale się domyślają.

No tak. Kiedyś musiało to nastąpić, prawda? Takich... spraw nie można przecież trzymać w tajemnicy w nieskończoność.

Wizja zgromadzonej ciasno w jednym miejscu rodziny Davida powinna mnie raczej przerazić. I z pewnością jeszcze jakiś czas temu spanikowałabym i uciekła. Ale teraz, po tym wszystkim, co mnie spotkało, chciałam się upewnić, że wybrakowany model prezentowany przez moją rodzinę nie jest regułą, ale wyjątkowo nieprzyjemnym wyjątkiem. Tak to sobie tłumaczyłam.

– Świetnie. W takim razie jedziemy – powiedziałam pod wpływem chwili, na co kąciki jego ust momentalnie opadły.

Parsknęłam śmiechem widząc tę wyjątkowo entuzjastyczną reakcję i sięgnęłam nad stołem po jego dłoń, aby spleść ze sobą nasze palce, na co rzucił mi zdziwione spojrzenie. Z pewnością nie spodziewał się po mnie tego gestu. Czułam wyraźnie, jak przyjemny był dotyk jego skóry i miałam wrażenie, że w miejscu, w którym stykają się nasze dłonie, swobodnie przenikają iskierki ciepła.

Nie zdawałam sobie sprawy, że bycie z kimś może być takie przyjemne.

– Żartowałem – wymamrotał David i wolną ręką przejechał nerwowo po włosach. Najwyraźniej zdążył już zrozumieć, że ja wcale nie żartowałam. – Nie zamierzam przez cały weekend walczyć z zimnem i spać z daleka od miasta na jakimś twardym materacu.

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now