Rozdział 31

3K 232 34
                                    

Czym był klucz do mojego sukcesu?

Zachowywanie czujności. Trwałam w stanie gotowości do przyjęcia ewentualnego ciosu, mając w zanadrzu skrupulatny plan. Zawsze starałam się poznać swojego przeciwnika, znaleźć jego słabości, aby móc je kiedyś wykorzystać w odpowiedni sposób. Nie pozwalałam sobie przywiązywać się do nikogo, czerpiąc z zasady ograniczonego zaufania.

Dlaczego więc zaufałam Julianowi i pozwoliłam mu się wykorzystać? Dlaczego nie potrafiłam przewidzieć działań Johnsona? Dlaczego nagle straciłam czujność?

– Zmęczyło cię to, Beatrice – oznajmiła śmiertelnie poważnym tonem Alice. Oparła się łokciem o moje biurko i spojrzała na mnie smutno. – Jesteś tylko człowiekiem, ale czasami o tym zapominasz. Wymagasz od siebie zbyt wiele. Nikt nie jest w stanie znieść takiej presji.

Opadłam na oparcie fotela i skrzyżowałam ręce pod biustem.

– Lepiej powiedz, jak się mają twoje sprawy.

– Moje sprawy? – Skinęłam przytakująco. – Na razie mam tylko jedną. Rozwodową.

Zmarszczyła w konsternacji czoło, a okulary na jej nosie lekko się przekrzywiły. Przyjrzałam się jej uważniej, zauważając, jak bardzo się zmieniła przez kilka ostatnich tygodni. Jej twarz wydała mi się obecnie bardziej promienista, makijaż dużo mocniejszy niż zazwyczaj, a jej usta zdobiła nowa, krwistoczerwona szminka. Miała na sobie wyjątkowo kobiecą sukienkę w jasnych odcieniach. Wyglądała tak, jakby na zawsze pożegnała się z szarością w jej życiu.

– Wyglądasz świetnie, Alice – stwierdziłam, na co posłała mi szeroki uśmiech. Nie mogłam go nie odwzajemnić.

– Byłam u tej twojej koleżanki.

– Koleżanki?

Nie miałam pojęcia, że poza Alice jakąkolwiek miałam. Choć jeszcze nie tak dawno nawet od Alice trzymałam dystans i nie pozwoliłam jej przekroczyć granicy „koleżeństwa". Wszystko się zmieniło, kiedy zamieszkali u mnie razem z Jayem.

– Brooklyn Baker. To siostra Davida, prawda? Opowiedziała mi o apce, z którą niedługo macie ruszyć. Genialny i świeży pomysł! Mam dosyć oglądania twarzy tego zbutwiałego dupka Morissa, więc jeśli będziecie szukać rąk do pracy, weźcie mnie pod uwagę. Przyda mi się jakieś urozmaicenie. Wiesz co? Czasami czuję się tutaj jak w więzieniu...

Z przerażeniem zdałam sobie sprawę, że ja także. Jakby śmiercionośne macki oplatały moje bezbronne ciało. Czasami nie była już pewna, czy moje nocne koszmary nadal miały źródło w mojej przeszłości, czy były odbiciem teraźniejszości.

– Co się właściwie z nami stało, Beatrice? – Posmutniała i zwinęła usta w cienką linię. – Z całym Blinkiem. To miał być projekt naszego życia! A teraz...

Teraz to nasze największe przekleństwo.

– Nie wiem. Wszystko potoczyło się zupełnie inaczej, niż chciałyśmy.

Westchnęła. Podniosła się z fotela i stanęła przed oknem, wbijając wzrok w przestrzeń.

– Pamiętasz, jak się poznałyśmy? – zapytała nostalgicznie, na co przytaknęłam. – Pierwszy rok studiów. Dorabiałaś w kafejce internetowej, żeby spłacić kredyt studencki. Już wtedy cię podziwiałam.

– Podziwiałaś mnie? – zdziwiłam się. – Nie było co podziwiać.

Uciekłam z domu, ledwo wiązałam koniec z końcem i przyjmowałam z otwartymi ramionami każdą propozycje pracy, aby móc studiować i spełniać marzenia. Walczyłam z koszmarami, ciężką depresją i myślałam, że tylko wielki projekt, ewentualnie wysokie stanowisko może przynieść mi szczęście i uwolnić od wszystkiego, co ciążyło mi na sercu. Na trzecim roku wpadłam na pomysł stworzenia wyszukiwarki internetowej, który szlifowałam nocami, a potem do projektu wciągnęłam także Alice.

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now