Rozdział 13

3.1K 262 35
                                    

W pełni skupiona na kilkunastu calach ekranu laptopa wsłuchiwałam się w terapeutyczny dźwięk odbijających się od klawiatury palców. Uwielbiałam pracować w ciszy. To był jeden z powodów, dla których zazwyczaj pojawiałam się w firmie sporo przed wyznaczoną godziną rozpoczęcia pracy.

Nikt wtedy nie zawracał mi głowy. I istniało większe prawdopodobieństwo, że nie natknę się nigdzie na Morissa.

Zamarłam, gdy do moich uszu doszło stanowcze pukanie do drzwi i zza szyby zaczęła wyłaniać się sylwetka Noah. Wyprostowałam się na krześle i obserwowałam, jak wchodzi do środka i popycha biodrem szklane drzwi, po czym unosi trzymane w obu dłoniach papierowe kubki z kawą.

– Czego chcesz, Noah? – wypaliłam, zanim zdążyłam się powstrzymać.

– Tobie też dzień dobry, Beatrice. Pięknie dzisiaj wyglądasz.

Wyszczerzył się bezczelnie i zbliżył do mojego biurka, na co zmarszczyłam oczy i przybrałam niezadowoloną minę.

– Co ty tutaj właściwie robisz? – zapytałam. Uwagę o moim wyglądzie postanowiłam zignorować.

Przysiadł na fotelu naprzeciwko i postawił na biurku jeden z przyniesionych kubków.

– Pracuję tu. Już od jakiegoś czasu.

– Chodziło mi raczej o to, że jest wcześnie, szczególnie jak na ciebie.

Jego uśmiech znacznie się poszerzył.

– Owszem, zdarzało mi się przesypiać pierwsze lekcje w liceum, ale jakbyś jeszcze nie zauważyła, dużo się od tego czasu zmieniło – powiedział, po czym pochylił się w moją stronę i stuknął ze sobą kubki. – Przyniosłem ci kawę jako znak zawartego sojuszu.

Nic mi nie było wiadome o żadnym sojuszu.

– Nie przypominam sobie, abym cokolwiek ci obiecywała.

– Czy jeśli na chwilę zdejmiesz z głowy tę koronę lodu, coś ci się stanie?

Musiałam się bardzo powstrzymać, aby nie przewrócić oczami i nie wylać kawy na białą koszulkę, ciasno opinającą jego umięśnione ramiona. Tak skończony palant mógł przyjść na świat jedynie w Allentown.

– Idź stąd, Noah. Nie mam ochoty tego wysłuchiwać. Twoje kpiny działają mi na nerwy.

Spoważniał, odstawił kawę na bok i wyprostował się na krześle.

– Tylko żartowałem. Nie musisz od razu na mnie warczeć.

– Nie warczę. – Westchnęłam i z głośnym trzaskiem zamknęłam laptop, po czym spojrzałam mu prosto w oczy. – Nie bawią mnie twoje żarty, Noah. Powinieneś to uszanować.

– W porządku, przepraszam – odparł, unosząc do góry ręce w geście poddania. – Czy teraz wypijesz ze mną pojednawczą kawę?

Spuściłam wzrok na papierowe kubki i wydęłam lekko usta.

Nie ufałam mu. Ani trochę. W głębi serca podejrzewałam o najgorsze. Jednak po tylu latach w branży zdążyłam się przekonać na własnej skórze, że przyjaciół trzeba trzymać na widoku, a wrogów tuż przed nosem, dokładnie analizując każdy ich ruch.

Czy Noah Johnson faktycznie był moim wrogiem jeszcze nie ustaliłam. Ale zamierzałam to zmienić w najbliższym czasie i aby osiągnąć swój cel musiałam się do niego zbliżyć. O ironio.

– To zależy – oznajmiłam tajemniczo i skrzyżowałam ręce pod biustem.

– Od czego?

– Od tego, co to za kawa.

START-UP - zakończoneDonde viven las historias. Descúbrelo ahora