Rozdział 28

2.6K 218 55
                                    

Zatrzymałam się przed drzwiami do konferencyjnej i mocniej zacisnęłam palce na pokrowcu, w którym spoczywał laptop. Pierwszy raz denerwowałam się przed zebraniem i to tylko dlatego, że po raz pierwszy nie byłam perfekcyjnie przygotowana na każde pytanie, które mogło paść ze zdradzieckich ust Morissa.

– Gotowa na spotkanie z krwiożerczymi samcami? – zapytała Alice i poklepała mnie na przywitanie w ramię. W normalnych warunkach atmosferycznych odparłabym bez wahania: „Oczywiście", ale tym razem zmusiłam się jedynie do krzywego i wyjątkowo słabego uśmiechu.

– Chodźmy.

Próbując nadrobić braki charyzmą i pozorną pewnością siebie, wkroczyłam hardo do środka i przywitałam wszystkich obecnych skinieniem głowy, po czym zajęłam swoje standardowe miejsce przy wielkim stole.

– Zacznę, jeśli państwo pozwolą – odezwałam się, wychodząc z założenia, że im szybciej zacznę, tym szybciej zostawię ten koszmar za sobą. – Chciałabym przedyskutować szczegóły wyjazdu do Europy.

Podniosłam wzrok na Morissa, jednak on zamiast mierzyć mnie swoim krwiożerczym spojrzeniem, uparcie wpatrywał się w ekran tabletu i z każdą sekundą napięcie na jego twarzy wydawało się coraz wyraźniejsze.

Coś było nie tak. A ja, jak na złość, nie zdążyłam się na to przygotować.

– Z wielką chęcią zaczniemy od pani, pani dyrektor – powiedział drwiąco Moriss i wreszcie na mnie spojrzał. W jego oczach czaiło się coś niepokojącego. – Może to pani wytłumaczyć?

– Co takiego?

Podał mi urządzenie, którym tak skrupulatnie się zajmował i moim oczom ukazał się świeży jak poranna bułeczka artykuł w jakimś szmatławcu, którym nigdy nie zawracałam sobie głowy; moje nazwisko w nagłówku, a pod spodem zdjęcie, przedstawiające mnie i Davida, rozmawiających w kawiarni wczoraj rano.

– Nie rozumiem tego oburzenia – stwierdziłam, powstrzymując się przed przewróceniem oczami. – To chyba normalne, że spędzam czas ze swoim asystentem.

Moriss posłał mi kpiący uśmieszek i przesunął palcem w dół, a naszym oczom ukazały się kolejne zdjęcia. Dużo mniej niewinne niż poprzednie. Tym razem David całował mnie w policzek, trzymaliśmy się za ręce i zdecydowanie nie wyglądaliśmy na zwykłych znajomych z pracy.

Same najlepsze ujęcia.

– To także uważa pani za normalne? – Spojrzałam na Morissa, starając się zachować spokój, chociaż w moim wnętrzu wszystko gotowało się ze złości.

– To bardzo dobre zdjęcia – skwitowałam cierpko. – Świetna jakość.

– Bawi to panią? Każdy taki skandal wpływa bezpośrednio na wyniki Blink, chyba zdaje sobie pani z tego sprawę?

Oczywiście. I to doskonale. Ale mleko już się rozlało i lamentowanie nie miało najmniejszego sensu.

– David złożył wczoraj wypowiedzenie – oznajmiłam głośno i wyraźnie, tak, aby ta informacja dotarła do każdego ucha uczestników spotkania.

– Dziennikarzy to nie obchodzi, pani dyrektor – warknął nieprzyjemnie Moriss. – Proszę się tym zająć. Natychmiast. Nasze spotkanie przenoszę na jutro.

Cholera. Nie tak to sobie zaplanowałam.

Przeczekałam, aż sala opustoszeje i w ostatniej chwili powstrzymałam Johnsona przed wyjściem. Po naszej wczorajszej burzliwej rozmowie był największym podejrzanym na mojej liście.

– Czy ty jesteś nienormalny? – wysyczałam, zaciskając dłonie na podłokietnikach fotela.  – Kazałeś nas śledzić, a potem sprzedałeś zdjęcia jakiemuś szmatławcowi?!

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now