Rozdział 2

4.6K 296 37
                                    

– Zou-Zou?

Tylko cztery osoby w moim życiu posługiwały się tym przezwiskiem. Moja zmarła mama, ojciec, nadal mieszkający w Allentown w stanie Pensylwania, a także najlepsza przyjaciółka z dzieciństwa Riley. I Noah Johnson, starszy brat Riley. Moja pierwsza miłość.

Nigdy za mną nie przepadał. Był kapitanem drużyny koszykówki, gwiazdą Allentown, łamaczem kobiecych serc i każdy wróżył mu świetlaną przyszłość w sporcie zawodowym. Dlaczego więc się w nim zadurzyłam? Nigdy nie umiałam jasno odpowiedzieć na to pytanie. Miał w sobie coś hipnotyzującego, co przyciągało uwagę i utwierdzało w przekonaniu, że jest człowiekiem wartym zaufania. Jednak za każdym razem, gdy odwiedzałam Riley, patrzył na mnie tak, jakby sam mój widok sprawiał mu wewnętrzny ból, miażdżąc tym samym moje biedne, ślepo zakochane, nastoletnie serce. A potem znienawidziłam Allentown i wszystkich jego mieszkańców. Noah nie był w tej kwestii wyjątkiem.

Teraz patrzył na mnie tymi samymi, zdziwionymi, czekoladowymi oczami z charakterystycznym, zawadiackim błyskiem. Takich oczu się nie zapomina. Prześladują człowieka do końca szarej egzystencji.

– Noah Johnson – powiedziałam, jakbym chciała się upewnić, że nie był tylko wynikiem nieprzespanej nocy i nadpobudliwej wyobraźni.

– Zou-Zou.

Moim ciałem wstrząsnął nieprzyjemny dreszcz.

Nienawidziłam tego infantylnego zdrobnienia. Przypominało mi o tej części mojego życia, o której chciałam za wszelką cenę zapomnieć. Już dawno przestałam być Zou-Zou.

– Beatrice. Beatrice Zaccone – poprawiłam go, wykręcając usta w drwiącym uśmiechu. – Cóż za spotkanie. Kto by się spodziewał?

– Na pewno nie ja.

Uniósł do góry kąciki pełnych, malinowych ust i bezczelnie mierzył mnie wzrokiem, pozbawiony jakichkolwiek oznak skrępowania. Naturalnie odpowiedziałam mu tym samym.

Zmienił się od czasu, kiedy widziałam go po raz ostatni. Wydoroślał, wyprzystojniał, a jego cyniczny uśmieszek zrobił się jeszcze bardziej irytujący. Miał kasztanowe, skrupulatnie zaczesane na bok włosy i w ciągu ostatnich lat jego twarz wzbogaciła się o delikatne, mimiczne zmarszczki, świadczące tylko o tym, jak często częstował kobiety popisem swoich śnieżnobiałych zębów. Zawsze mu ich zazdrościłam. Zresztą, nie tylko ich.

Przeniosłam krytyczny wzrok na jego zwykłą, białą koszulkę i sportową marynarkę, a potem także na czarne dżinsy, podkreślające jego długie nogi koszykarza. Jeżeli chciał pokazać, jak bardzo przejmował się spotkaniem, na które zmierzaliśmy i ludźmi, w nim uczestniczących, to udało mu się wręcz celująco. Takie właśnie odniosłam wrażenie.

– Panie Johnson. – Głos Alice zabrzmiał tuż za moimi plecami. – Bardzo cieszymy się na to spotkanie i oczekujemy owocnej współpracy.

Uśmiechnął się uwodzicielsko, tak jakby nie panował nad swoją naturą flirciarza i uprzejmie uścisnął jej dłoń, całkowicie mnie ignorując. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić skołatane nerwy i serce, bijące niebezpiecznie szybko. Miałam dziwne wrażenie, że pojawienie się Noah w moim poukładanym życiu, nie wniesie nic dobrego.

Rzuciłam mu ostatnie, chłodne spojrzenie i na drżących nogach skierowałam się do sali konferencyjnej. Przysiadłam ciężko na fotelu z czarnej skóry i oparłam ręce o zimną powierzchnie wielkiego, dębowego stołu. Sądziłam do tej pory, że udało mi się wypracować odporność na strach i ból, jakie wywoływały we mnie wspomnienia z Allentown. I rzeczywiście tak było. Po wyprowadzce do Nowego Jorku ciężko na to pracowałam.

START-UP - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz