Rozdział 27

2.6K 247 39
                                    

Po raz setny uderzyłam w przypadkowy klawisz na klawiaturze laptopa, usilnie udając, że jestem w pełni skupiona na pracy, chociaż w moim wnętrzu zdążyło się już rozszaleć istne piekło. Poprawiłam się na kanapie i ukradkiem zerknęłam na Davida, swobodnie zwiedzającego każdy kąt mojego mieszkania.

– Twoja dzisiejsza wizyta nie była dobrym pomysłem – wykrztusiłam, czym przykułam jego uwagę. – Muszę skończyć raport przed jutrzejszym posiedzeniem zarządu. Jak dobrze pójdzie i uda mi się przekonać zarząd, a przede wszystkim Morissa, po Nowym Roku pojadę do Europy.

– Już ci mówiłem, że mogę ci pomóc.

– Nie. Mieliśmy porządnie, długą i grubą kreską oddzielić pracę od naszej... prywatności. Poradzę sobie sama, tak jak to robiłam dotychczas.

– W takim razie poczekam.

O matko. Zapraszanie go do środka pod nieobecność Alice i Jaya było zdecydowanie bardzo złym pomysłem. Miałam wrażenie, że byli moją ostatnią wymówką. Ostatnią szarą komórką, która powstrzymywała mnie przed zrobieniem czegoś, czego nie powinnam i na co było zdecydowanie za wcześnie.

Przelewając cały swój gniew spowodowany przez rozproszenie, usunęłam wszystkie niepożądane, widniejące na ekranie znaki, i zmusiłam swój wyjątkowo niewykazujący ochoty do współpracy mózg do napisania chociaż kilku, w miarę sensownych zdań.

Nie udało się. David zrzucił z ramion marynarkę, pozostając w białej koszuli, odpiął kilka górnych guzików, a kiedy zaczął podwijać rękawy, moją szyję oblał nagle dziwny, zimny pot, choć w mieszkaniu działała klimatyzacja.

– Zrobiło się jakoś gorąco, prawda? – wymamrotałam i sięgnęłam po leżący na stoliku pilot, po czym kilkoma agresywnymi kliknięciami obniżyłam temperaturę w pomieszczeniu.

– Jest w porządku. – Uśmiechnął się delikatnie, wziął do ręki jedno z porozrzucanych na półce pod telewizorem czasopism i zajął miejsce w fotelu.

Próbowałam się skupić. Naprawdę próbowałam. Wyklepałam parę sensownie brzmiących wyrazów, ale kiedy uległam pokusie i zerknęłam na niego ukradkiem znad laptopa, rozsądek i skupienie rozpłynęły się w powietrzu.

Błagam, nie bądź żałosna, Beatrice.

Obserwowałam, jak materiał koszuli napina się pod wpływem jego ruchów, a odpięte guziki odkrywają jego umięśniony tors. Jeden z niesfornych kosmyków opadł na jego czoło i musiałam bardzo się powstrzymać, aby nie porzucić wszystkiego, co właśnie robiłam, aby odgarnąć mu go z twarzy.

– Przestań – odezwał się nagle, wyrywając mnie z zamyślenia i przewrócił magazyn na następną stronę, nawet nie odwracając wzroku. – Miałaś pracować.

– O co ci chodzi? – obruszyłam się i przygładziłam odruchowo włosy. – Przecież pracuję.

– Myślisz, że tego nie widać?

Przekrzywiłam pytająco głowę.

– Niby co?

– Już co najmniej kilka razy rozebrałaś mnie wzrokiem.

Zatkało mnie. Najzwyczajniej w świecie, po raz pierwszy w życiu, czułam się aż tak zakłopotana w obecności mężczyzny. Odchrząknęłam i starając się nie dać po sobie poznać, jak bardzo wytrącił mnie z równowagi, uniosłam do góry brodę i wyprostowałam się.

– Wcale nie rozebrałam – wydukałam, na co podniósł wzrok i wreszcie na mnie popatrzył, a po moim kręgosłupie przeszedł przyjemny dreszcz. Powietrze wokół nagle zgęstniało i byłam wręcz przekonana, że dalsze obniżanie temperatury nie miało już sensu. – Nie musiałam. Sam prawie zdjąłeś na moich oczach koszulę. Nie uważasz, że to trochę zbyt ekstrawaganckie? Moim zdaniem powinieneś wrócić do tego poprzedniego stylu. Zdecydowanie lepiej ci w niedopasowanych koszulach.

START-UP - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz