Rozdział 33

4.1K 227 47
                                    

– Czyli twierdzi pani, że to konkurencja wykradła poufne dane kilku milionom pacjentów i sprzedała je największym koncernom farmaceutycznym?

Zmierzyłam wzrokiem mężczyznę w garniturze, wbijającego we mnie ostre spojrzenie.

Wahałam się. Odkąd stanęłam w tym ponurym pokoju z równie ponurym i służbowym człowiekiem, zaczęłam się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby po prostu skłamać. Johnson zniknął, oficjalnych dowodów wycieku danych jeszcze nie znaleziono. O wszystkim miało zadecydować to, co za chwilę powiem.

Wystarczyłoby jedno, małe kłamstewko.

– Ja nic nie twierdzę, panie prokuratorze – oznajmiłam sucho. – Jedynie sugeruję, że istnieje taka możliwość. Oskarżenie padło akurat w trakcie rozszerzania naszej działalności na skalę międzynarodową.

– Zechciałaby pani wreszcie usiąść?

Zacisnęłam usta i niechętnie wykonałam jego na pozór uprzejme polecenie. Zdecydowanie wolałam patrzeć na niego z góry, nie czułam wtedy, jak drastycznie traciłam grunt pod nogami.

– Świetnie. A teraz, czy mogłaby pani wreszcie zacząć mówić prawdę?

Prawda w tym przypadku oznaczała utratę wszystkiego, na co pracowałam przez kilka ostatnich lat. Czy oby na pewno byłam na nią gotowa?

Zawsze uważałam, że prawda jest domeną silnych i odważnych. Właśnie za taką się uznawałam. Za silną i niezależną kobietę.

Na czym właściwie polega siła kobiety? Potrzebowałam sporo czasu, aby to wreszcie zrozumieć. Nie są nią pieniądze. Ani mężczyzna, choćby był najcudowniejszym człowiekiem na ziemi. Kobieta jest prawdziwie silna wtedy, kiedy zna swoją wartość; nie tylko swoje mocne strony, ale także i słabości, i doskonale wie, kiedy powiedzieć: „dość".

– To prawda. Wszystko zawarte w oskarżeniu... jest prawdą.

Wszystko, co wydarzyło się później przelatywało przed moimi oczami, jakby wcale nie było prawdziwe, ale zostało zapisane w jakimś wyjątkowo nieudanym scenariuszu, a teraz otaczający mnie ludzie odgrywali jedynie swoje role. Johnson został odnaleziony na Wyspach Kanaryjskich, przyznał się do całego bałaganu, który własnoręcznie wywołał i prawo wróżyło mu jedynie czarno-białą przyszłość. Akcje Blink spadły drastycznie w dół, popadaliśmy w coraz większe długi, a wierzyciele, o których dawno zapomnieliśmy, nagle dali o sobie znać, domagając spłaty, co oznaczało nasz rychły koniec.

Czy kiedy desperacko szukałam inwestorów, aby ruszyć ze swoim genialnym pomysłem na wyszukiwarkę internetową nowej generacji myślałam, że kiedykolwiek znajdziemy się na samym dnie, czemu mogłam zapobiec, ale nie mogłam znieść wypełniającego moje życie fałszu? Nie.

– Już pani wie? – W drzwiach mojego gabinetu stanął obecny prezes Blink, spuścił głowę i cała jego postawa, która do tej pory świadczyła o jego pewności siebie, wydawała się raczej przygnębiona. Schował dłonie do kieszeni spodni i bez pozwolenia usiadł na kanapie w rogu.

– O komisji dyscyplinarnej? Ostrzegałam pana, panie Moriss, że zatrudnienie Johnsona przyniesie panu zgubę. Nie tylko panu. Nam wszystkim.

Wzruszyłam ramionami i wrzuciłam do kartonu ostatni długopis, a potem przykryłam swoje rzeczy pokrywą, aby ich widok nie łamał mojego serca.

– Widziałem pani wypowiedzenie – zaczął niepewnie. – Nie doceniałem pani, pani dyrektor. Przepraszam.

W życiu bym nie pomyślała, że tak hojne i szczere słowa wyjdą z kłamliwych ust Reagana Morissa.

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now