Rozdział 30

2.4K 234 51
                                    

W ciszy czekałam na powrót Davida, a moje myśli wypełniała jedynie pustka. Tak, jakby zbyt wiele złego stało się w ostatnim czasie, aby mój mózg był w stanie przetworzyć.

Nigdy nie sądziłam, że Julian tak bardzo namiesza w moim życiu. Właściwie nie sądziłam, że w ogóle jest do tego zdolny. Zdecydowanie wolałabym, aby fakt, że zabawił się moim życiem, a właściwie życiem Davida spłynął po mnie jak każda podwyżka podatku, ale nie potrafiłam tak po prostu się otrząsnąć. Chyba naiwnie i do samego końca chciałam wierzyć, że ludzie jednak nie są zepsuci do szpiku kości, a wartości takie jak miłość czy przyjaźń nadal są respektowane. Najwidoczniej się pomyliłam.

Owszem, ludzie uważali mnie za zimnokrwistego drania w spódnicy, wyrodna córkę, która porzuciła chorego ojca. Pracownicy wstrzymywali oddech, gdy wchodzili do mojego gabinetu i czekali na następną windę, kiedy ja do niej wchodziłam, a reszta patrzyła na mnie z pogardą. Do tej pory chciałam, aby tak o mnie myśleli. Sądziłam, że jeśli nikogo do siebie nie dopuszczę, nikt więcej nie zdoła mnie już nigdy skrzywdzić. Nie udało się. Każdy kolejny dzień w Blink pokazywał mi, jak obrzydliwie samolubni potrafią być ludzie.

W biznesie, jak w dżungli – przetrwa najsilniejszy i najtwardszy. Ten, który nie zawaha się przed niczym, który przed oczami będzie widział jedynie swój cel. Który zacznie szukać tam, gdzie nikt jeszcze nie szukał.

Ale czy na pewno szukasz takiego życia, Beatrice? Wypełnionego władzą i pieniędzmi, pozbawionego wartości, miłości i człowieczeństwa? Takiego, jakie wiedzie Julian?

– Czy to prawda? – zapytałam z wyrzutem, kiedy z windy wyłonił się David. Dostrzegł mnie, siedzącą na podłodze pod jego drzwiami i jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia.

Nie potrafiłam stwierdzić, co właściwie czułam w tamtej chwili. Złość, że o niczym mi nie powiedział, która swoją drogą byłaby objawem hipokryzji – w końcu ja także coś przed nim ukrywałam, czy rozczarowanie.

– Co tutaj robisz? Dlaczego siedzisz na podłodze? Stało się coś? – Zasypał mnie lawiną pytań, na które nie miałam siły ani ochoty odpowiadać.

– Pytam, czy to prawda – powtórzyłam sucho, na co jego brwi zawędrowały w górę. Zbliżył się do mnie, przyglądając uważnie. A potem przykucnął naprzeciwko mnie i oparł dłonie o moje przykurczone kolana.

Wyglądał zdecydowanie zbyt formalnie w białej koszuli i czarnym, eleganckim płaszczu. Jak kolejny korporobot, z którego pieniądze wyssały resztki życia. Taki styl w ogóle do niego nie pasował.

Zatęskniłam za niedopasowanymi krawatami w dziwne wzorki, których do tej pory nie doceniałam.

– Co takiego?

Jego głos brzmiał łagodnie i ciepło, jak zwykle osadzając się gdzieś na dnie mojego kamiennego serca.

– Przyjąłeś propozycję Juliana? To dlatego tak dziwacznie się zachowywałeś?

– Tak. Wstępnie. – Skrzywił się. – Jakby coś się ze mną stało, pamiętaj, że wpisałem twój numer jako kontaktowy. Powiedz tym w kostnicy, że zgadzam się oddać organy potrzebującym. A jakby moja mama miała coś przeciwko...

Zgromiłam go spojrzeniem. To nie był czas ani miejsce na żarty.

– To wcale nie jest zabawne – skwitowałam, na co westchnął i przeczesał palcami swoje kasztanowe włosy.

– Przepraszam. Chciałem jakoś rozluźnić atmosferę.

Nie potrafiłam stwierdzić, kiedy się to zaczęło. Kiedy nasze życie tak bardzo się pogmatwało i kiedy pozwoliliśmy wtargnąć w nie z butami ludziom postronnym.

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now