Rozdział 32

2.2K 180 22
                                    

Pamiętałam wszystko jak przez mgłę. Tłum nieznanych twarzy, mnóstwo czerni i sztucznych, wymuszonych łez. Czułam na sobie oceniające spojrzenia obcych, którzy nie mieli pojęcia, co przeżyłam i kim naprawdę był człowiek, którego właśnie przykrywano czarną ziemią.

Ludzie mają niesamowitą zdolność oceniania. Wystarczy im jedno spojrzenie, nawet krótkie, niczym błysk światła, aby kogoś skreślić i zamienić jego życie w piekło. Fascynowało mnie to i jednocześnie przerażało.

– Bea. – Łagodny szept Davida zabrzmiał tuż przy moim uchu. Pocieszająco potarł moje zziębnięte ramiona i stanął za mną, chcąc mi pokazać, że jest dla mnie wsparciem. I był. Bez niego już dawno rozpadłabym się na kawałki.

Cmentarz w Allentown powoli pustoszał, ludzie raczyli mnie ostatnimi smutnymi spojrzeniami, łapali za ramię i uparcie twierdzili, że mi współczują, choć w ich głosach wyczuwałam jedynie nieszczerość. Byłam wręcz przekonana, że mieli mnie za wyrodną i niewdzięczną córkę i tak naprawdę uważali, że zasłużyłam na to, co mnie spotkało.

Jednak przez cały ten czas czułam za plecami obecność najwspanialszego faceta, jakiego w życiu poznałam i tylko to trzymało mnie jeszcze przy zdrowych zmysłach. Jego słowa pocieszenia i czułe gesty otulały mnie jakby szalem, utkanym ze spokoju i ciepłych myśli.

– Nie ma nic złego w płaczu.

Przełknęłam rosnąca w gardle gulę.

– Dlaczego miałabym płakać? – zakpiłam, śmiejąc się sucho. – Był beznadziejnym ojcem, David. Widziałeś zresztą na własne oczy.

Obszedł mnie i stanął naprzeciwko, wciskając dłonie do kieszeni ciemnego, eleganckiego płaszcza. Jego kasztanowe włosy ruszały się na wietrze, rozpraszając po całym czole, a tęczówki w moim ulubionym odcieniu płynnego miodu uważnie się we mnie wpatrywały.

– Nie patrz tak na mnie – wymamrotałam, uparcie unikając jego spojrzenia.

– Po prostu myślę, że... – zaczął, ale przerwał, jakby szukał w głowie odpowiednie słowa. – Myślę, że nigdy mu nie odpuściłaś, dlatego tak ciężko jest ci ruszyć do przodu. Nie pozwoliłaś samej sobie porządnie się wypłakać, tylko tłumiłaś w sobie wszystkie uczucia. To cię niszczy, Bea.

– O czym ty mówisz? – warknęłam zirytowana i niekontrolowanie wyrzuciłam ręce w bok. – Wybaczałam mu milion razy! Ale on nie zasłużył na żaden z nich.

– Wmawiałaś sobie, że nie ma to na ciebie wpływu, ale nadal miałaś cichą nadzieję, że wreszcie cię przeprosi, pogłaska po głowie i nagle stanie się dla ciebie ojcem, prawda? Zaprzeczasz sama sobie.

Przewróciłam oczami.

– Robisz doktorat z psychologii?

– Nie potrzebujesz jego przeprosin, Beatrice. Łatwiej by było, oczywiście, gdyby jednak to zrobił, ale nie traktuj tego jako punkt wyjścia. Twoi rodzice nie stanowią o twojej wartości. Jesteś wspaniałą kobietą i świetnie radzisz sobie bez nich. Odpuść, raz na zawsze, a przede wszystkim wybacz samej sobie. Bardzo cię proszę.

Miał rację. Tak właśnie robiłam. Próbowałam odpokutować za winy moich rodziców, szczególnie wtedy, kiedy wtrąciłam się małżeństwo Alice. Ale to wcale nie sprawiło, że poczułam się lepiej sama ze sobą. Dalej odczuwałam wewnętrzny zgrzyt i nie wiedziałam, jak go złagodzić.

– Spróbuję – wydukałam. Odwróciłam głowę, chowając twarz przed nagłym i ostrym podmuchem wiatru i przed Davidem, aby nie mógł dostrzec moich zaszklonych oczu.

– Coś ci nie wierzę – odparł, przykuwając tym samym moją uwagę. – Chcę to usłyszeć. Zobaczysz, że będzie ci lżej.

Prychnęłam pod nosem, dając mu znak, co myślę o jego niedorzecznym pomyśle, ale on nie dawał za wygraną.

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now