Rozdział 10

3.2K 283 43
                                    

– Wyjaśnijmy coś sobie – zaczęłam, głosem całkowicie wypranym z emocji i ułożyłam splecione dłonie na blacie stołu. – Raz na zawsze.

Przekrzywił głowę i wydął w niezadowoleniu wargi, po czym skrzyżował ręce i oparł się szarmancko o oparcie krzesła.

– Zabrzmiało groźnie – zażartował, nie spuszczając ze mnie wzroku.

I właśnie tak miało brzmieć.

– Nie jestem twoja koleżanką, a biorąc pod uwagę twój sobotni popis nie zamierzam nią być. Najlepiej nigdy.

– O co ci znowu chodzi, Zou- Zou?

Popatrzyłam na niego spod przymrużonych powiek. Najwidoczniej jego mózg niedostatecznie się rozwinął i nie potrafił odpowiednio rozpoznać podsyłanych mu przez otoczenie sygnałów.

– Właśnie o to. Jesteś aroganckim, bezczelnym, zapatrzonym w siebie palantem. A ja nie jestem podlotką, którą możesz upokarzać, szczególnie na oczach pracowników, którą możesz obrażać, ile ci się podoba. – Już nie. – Nie będę tego tolerowała. Daję ci ostatnie ostrzeżenie.

Prychnął, po czym zaśmiał się sucho i krótko, a potem jego oczy znacznie pociemniały z gniewu i zacisnął mocno szczękę.

– Nie, Beatrice – powiedział z taką pogardą, że lekko się wzdrygnęłam. – To moje ostatnie ostrzeżenie.

– Że co proszę?

– Nie ufam ci i nie zamierzam tego ukrywać.

Przymknęłam powieki i zwilżyłam językiem wargi.

A sądziłam, że nie mógł mnie już bardziej zirytować. 

– Starasz się na siłę pokazać jak bardzo gardzisz Morissem, ale według mnie to tylko pozory – kontynuował niewzruszony, jakby w ogóle nie zauważył mojego wzroku bazyliszka. – Trzeba ci przyznać, że jesteś genialną aktorką.

Przez ułamek sekundy nie miałam pojęcia, co miałam powiedzieć. Nie wiedziałam, do czego zmierzał, ale miałam już pewność, że pod tym łobuzerskim i irytującym zachowaniem, które do tej pory prezentował, kryła się niezmierzona nienawiść. Do mnie.

Dlaczego mnie tak bardzo nienawidził?

– Niczego nie udaję, Johnson.

– Nawet teraz grasz przede mną, Beatrice.

Moje serce zaczęło bić w zatrważająco szybkim tempie i zimny pot oblał mój kark. Oczywiście, że udawałam, ale nie sądziłam, że ktokolwiek byłby w stanie to zauważyć. Udawałam silną, chociaż w środku rozpadałam się na małe kawałeczki i nie wiedziałam, co zrobić, aby to zatrzymać.

– Dlaczego nie odeszłaś z Blink? Co ty właściwie z tego masz? – W jego oczach błyszczały drwina i pogarda, tak jakby maska cwaniaka, za którą chował się do tej pory, właśnie opadła. – Co cię tak naprawdę łączy z Morissem?

Rozchyliłam w szoku wargi.

– Co masz na myśli?

Popatrzył mi prosto w oczy, tak, jakby sprawdzał, czy jego słowa wystarczająco mnie zraniły.

– Zgadzam się, czas wyjaśnić to sobie jasno i szczerze. Masz z nim romans?

Osłupiałam. Nawet w najgorszym scenariuszu tej rozmowy nie przewidywałam takiego oskarżenia.

Poczułam się tak, jakby właśnie napluł mi w twarz. Ewentualnie bez skrupułów spoliczkował. W moim gardle urosła ogromna gula, kiedy zdałam sobie sprawę, że jego opinia na mój temat nie mogła wziąć się znikąd. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że po raz kolejny Moriss i reszta firmy chcieli mnie upokorzyć, tym razem wbijając ostry nóż prosto w moją godność.

START-UP - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz