Rozdział 20

3.1K 276 96
                                    

– To nie jest dobry pomysł – oznajmiłam z nieoczekiwaną pewnością w głosie i oparłam łokcie o blat restauracyjnego stolika. Johnson, którego poprosiłam o spotkanie przez pracą, rzucił mi zdezorientowane spojrzenie.

– Co właściwie?

– Nasza znajomość.

Odchylił się na krześle i zmarszczył w zamyśleniu czoło.

Iris miała rację. Jakakolwiek relacja z Noah mogła mi przynieść jedynie ból, a ja nacierpiałam się już w życiu wystarczająco i chciałam wreszcie czuć się bezpieczna i szczęśliwa, czego nigdy nie poczułam przy Noah.

Przy nim czułam się jedynie bezwartościowa.

– Dlaczego się tak zachowujesz? – zapytał pozornie spokojnie, ale w jego oczach wyraźnie widziałam gniewne ogniki.

Zupełnie jak u mojego ojca. Dlaczego wcześniej tego nie zauważyłam?

– Jak?

– Dlaczego mnie odtrącasz, szczególnie teraz, kiedy się do siebie zbliżyliśmy?

Zbliżyliśmy? Musiałam chyba przegapić ten moment.

– Bo nie jesteś w moim typie – wydukałam.

– Bzdura – odparł irytująco pewnie, potwierdzając tym samym słuszność mojej decyzji. – Jestem w typie każdej.

Musiałam się bardzo powstrzymać, aby nie wylać mu na twarz niedopitej kawy.

Czy on zawsze był taki irytujący? Czy zauważyłam to dopiero po rozmowie z Iris?

– Nie gustuję w narcystycznych dupkach, którzy mną manipulują – wycedziłam przez zęby, przebierając pod stołem nogami, aby nie potraktować jego przystojnej twarzy porządnym ciosem z pięści. Z sekundy na sekundę irytował mnie coraz bardziej.

– A więc takie masz o mnie zdanie? Narcystyczny dupek...

– Wybacz, Noah, ale im wcześniej to sobie powiemy, tym lepiej. Między nami nigdy nie będzie nic dobrego. Nie chcę, żebyśmy się nawzajem krzywdzili.

Prychnął, po czym mocno zacisnął szczękę, dając upust swojej złości. Jego oczy przerażająco pociemniały i biła od nich czysta nienawiść. Tak z pewnością nie wyglądają oczy osoby, której na tobie zależy.

– Bawi cię to? Ta gra na moich uczuciach?

To się robiło coraz bardziej żałosne.

– Powinieneś iść na terapię – zauważyłam. – Nie radzisz sobie z własnymi emocjami.

– Wybacz, Zou-Zou, ale nie zamierzam słuchać twoich bezpodstawnych rad. To ty zdecydowanie powinnaś się leczyć.

Leczyłam. Już od kilku lat. Ale zarówno o tym, jak i o powodzie mojej ucieczki z Allentown nie zamierzałam mu wspominać. Najchętniej w ogóle nie oglądałabym jego skrzywionej, cynicznej miny, gdyby nie fakt, że razem pracowaliśmy. Udowodnił już co najmniej kilka razy, że jest zdolny do tego, aby wykorzystać moje słabości przeciwko mnie. Dokładanie mu wiedzy o kolejnych nie uważałam za potrzebne.

– Dzięki za radę – odparłam krótko i wyjątkowo jadowicie, odsunęłam na bok filiżankę z kawą, po czym wstałam od stołu. – Liczę, że oboje będziemy potrafili oddzielić pracę od życia prywatnego i zachowamy profesjonalizm.

– Oczywiście. Nie jestem aż takim idiotą, za jakiego mnie uważasz.

– Nie uważam cię z idiotę, Noah – rzuciłam, wrzucając telefon do torebki. – Po prostu do siebie nie pasujemy.

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now