Rozdział 6

3.3K 273 40
                                    

– Co robisz w weekend? – zapytał bez cienia skrępowania Noah, kiedy jak każdego ranka wkroczyłam do windy. Zmierzyłam ostrym spojrzeniem pozostałych pracowników, którzy, gdy tylko spotkali się ze mną wzrokiem, odwrócili głowy w drugą stronę, uparcie udając, że nie interesuje ich moja podejrzana relacja z Johnsonem. 

W weekend, na moje nieszczęście, synek Alice świętował swoje piąte urodziny, na które byłam naturalnie zaproszona. Oczekiwano ode mnie, że się pojawię, i to najlepiej w towarzystwie drogiego prezentu w opakowaniu z ogromną kokardą.

Już jakiś czas temu zauważyłam, że ludzie większość rzeczy robią jedynie na pokaz. 

– Odpoczywam od twojego widoku – odparłam sucho i mocniej ścisnęłam skórzane ucho torebki.

– Daj spokój. – Ominął chłopaka w czarnej bluzie, roztrzepanych włosach i wielkich okularach, po czym zbliżył się do mnie. – Akurat mój widok jest bardzo przyjemny.

– Zależy dla kogo.

Wysiadłam z windy, zostawiając Johnsona za plecami i skierowałam się do swojego gabinetu. Zatrzasnęłam szklane drzwi, zajęłam miejsce na fotelu przy biurku, i do środka, bez pozwolenia, wparował Noah.

Zacisnęłam mocno szczękę i wzięłam głęboki oddech, czując jak całe moje ciało nieprzyjemnie się spina. Nerwowo poprawiłam się na krześle i schowałam dłonie pod biurko, jakbym próbowała powstrzymać się od rękoczynów.

– Czego ode mnie chcesz? - wycedziłam, niezbyt przyjemnym i niezbyt kulturalnym tonem. 

Uśmiechnął się zawadiacko i opadł na kanapę w rogu pomieszczenia. Przez chwilę wpatrywał się w moją twarz, nie odzywając się ani słowem.

– Dlaczego mi się przyglądasz? – zapytałam zirytowana i pochyliłam się nad biurkiem, wbijając w niego gniewne spojrzenie.

Wzruszył ramionami.

– Po prostu się zastanawiam, czy dasz się lubić, czy nie. – Coś podobnego. – Ale chyba jednak nie.

Skrzywiłam się, odchyliłam do tyłu i skrzyżowałam ręce pod biustem.

– Wiesz jak bardzo zależy mi na twojej opinii? – zadrwiłam, unosząc do góry brwi. – Wcale.

– Przez takie bezczelne teksty lubię cię jeszcze mniej, Zou-Zou.

Po całym moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a mięśnie odmówiły posłuszeństwa, zamieniając się w rozlazłą papkę. Resztkami sił zmusiłam się do zachowania powagi.

Nie zapominaj, że to sojusznik Morissa, Beatrice. Musisz wziąć się w garść.

– Zajmij się czymś pożytecznym, Johnson – oznajmiłam nieco ciszej, po czym otworzyłam laptop i przeniosłam wzrok na jego ekran, głęboko oddychając.

Noah posłał mi zawadiacki uśmiech, położył głowę na jednej z dekoracyjnych poduszek i wyprostował nogi, opierając je o oparcie. Zerknęłam na niego ukradkiem i zacisnęłam mocno zęby. Testował moją cierpliwość na każdy możliwy sposób.

– A Reagan? Co o nim sądzisz? Tak szczerze. – Nie poddawał się i koniecznie chciał mnie wyprowadzić z równowagi.

Zmarszczyłam brwi i wreszcie odwróciłam głowę w jego stronę. 

– Skąd to pytanie?

Uniósł do góry jedną brew i wbił we mnie uważne spojrzenie.

– Po prostu, chcę wiedzieć, co myśli o nim osoba uważająca się za sprawiedliwą i bezstronną.

START-UP - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz