Rozdział 21

2.9K 261 76
                                    

Kiedy ospale rozchyliłam powieki oślepiło mnie intensywne, poranne słońce.

Poranne. Co dla mnie było znacznie bardziej wyjątkowe niż dla przeciętnego człowieka. Świadczyło o tym, że udało mi się bezproblemowo zasnąć. Bez tabletek nasennych, bez irytacji, bez przekładania się z boku na bok. Bez gwałtownych pobudek.

Wraz ze stopniowo powracającą świadomością zaczęła mnie ogarniać coraz większa panika. Poduszka, do której przytulony był mój policzek wydawała się zbyt szorstka, dźwięki za oknem niepokojąco nieznajome, a materac, na którym bezwładnie ułożone było moje ciało twardszy niż ten, do którego byłam przyzwyczajona.

Usiadłam i rozejrzałam się po pomieszczeniu, a kiedy dotarło do mnie, gdzie właściwie tak dobrze mi się spało, ogarnęło mnie zażenowanie.

Spałam jak kamień przez większą część nocy na kanapie mojego asystenta.

A potem mój wzrok spoczął na śpiącym w nienaturalnej pozycji właścicielu mieszkania i zawrzały we mnie wyrzuty sumienia. Spał na siedząco z opartą na ręce głową, bezwiednie leżącą na kanapie, tuż przy mojej nodze. Byłam wręcz przekonana, że zacznie jęczeć z bólu od razu po przebudzeniu. Przejechałam wzrokiem po jego oświetlonej słońcem twarzy; lekko rozchylonych, pełnych ustach, długich rzęsach i delikatnie zadartym nosie. Nie mogłam się powstrzymać i w końcu wysunęłam przed siebie rękę, aby odgarnąć niesforny kosmyk kasztanowych włosów, który przysłaniał jego czoło. Za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, czułam wręcz niebiański spokój.

I wtedy nagle, wytrącając mnie z równowagi, rozchylił powieki i spotkał się ze mną wzrokiem. Uśmiechnął się, ledwo unosząc kąciki ust, na co w moim żołądku niekontrolowanie rozszalało się stado motyli. Odchrząknęłam, usiłując je zignorować i usiadłam sztywno, spuszczając nogi na podłogę.

Było już za późno, aby niezauważenie uciec.

– Dobrze spałaś? – zapytał porannym, zachrypniętym głosem, który wydał mi się jednocześnie męski i seksowny, ale odgoniłam tę myśl, gdy tylko się pojawiła.

To wszystko przez jego wczorajsze wyznanie. Gdyby mi nie powiedział, że mu na mnie zależy, takie głupoty nie przyszły by mi w ogóle do głowy.

– Wyjątkowo...dobrze – wymamrotałam, na co jego uśmiech znacznie się powiększył.

Wyprostował się, a na jego usta wpłynął grymas niezadowolenia, wywołany przez skurcz mięśni. Potarł dłonią zesztywniały kark, a potem przeczesał palcami swoje rozburzone włosy, które chwilę wcześniej odgarniałam z jego czoła. Jak idiotka obserwowałam każdy jego ruch, tak, jakby porządna dawka snu uszkodziła tę część mojego mózgu, która była odpowiedzialna za racjonalne myślenie.

– Która godzina? – Tym pytaniem udało mu się rozbudzić mój ospały umysł. Jakby się paliło, zeskoczyłam z kanapy i dopadłam do porzuconej na fotelu torebki, z której czym prędzej wygrzebałam telefon.

– Cholera! – Popatrzyłam na niego z przerażeniem. – Jest ósma!

– I? Nadal mamy jeszcze godzinę – odparł spokojnie, uważnie mi się przypatrując. Wstał z podłogi i nie przejmując się moim nadchodzącym atakiem paniki ruszył w stronę kuchni.

– Już dawno powinnam być w biurze.

– To, że robiłaś tak do tej pory, wcale nie oznacza, że powinnaś. – Zbliżył się do ekspresu i wcisnął włączający go przycisk. – Chcesz kawy?

Z oburzeniem rozchyliłam wargi, ale po chwili je zamknęłam.

Zdałam sobie sprawę, że zbyt dobrze czułam się w jego mieszkaniu, aby w popłochu je opuszczać. Jak bardzo źle to o mnie świadczyło?

START-UP - zakończoneWhere stories live. Discover now