When tomorrow comes
I'll be on my own
Feeling frightened of
The things that I don't knowRuiny pałacu na Kalevali nigdy nie przywoływały w niej poczucia tęsknoty, a odkąd w pośpiechu go opuściła, starała się nie wracać na planetę, na której spędziła własne dzieciństwo.
Urodziła się tutaj, w tych murach, z dala od sensacji, w jednym z pokoi, w asyście prawdziwych lekarzy. Zamieszkiwali to miejsce od niepamiętnych czasów, jej wczesne dzieciństwo wiązało się z tymi komnatami, pełnymi mandaloriańskiej sztuki. Ściany pełne obrazów, a w kątach pełne zbroje stojące niczym posągi. To było wszystko, co zapamiętała. Reszta wspomnień była niezwykle mglista.
Pamiętała popłoch w jakim pakowali się do wyjazdu, gdy nadeszła wiadomość, że ich rodzina jest zagrożona. Mandalore wydawała się bezpieczną planetą, a czteroletnia dziewczynka nie mogła sprzeczać się z dorosłymi (co ona wiedziała w tym wieku), więc w pełni w to uwierzyła. Mandaloriańskie klany stanęły po różnych stronach konfliktu, a Kalevala straciła swoją pozycję w tej wojnie. Na jej powierzchni czekała ich tylko śmierć i zniszczenie.
Pamiętała słowa ojca, który jak nigdy wcześniej, patrzył na nią poważnym, surowym spojrzeniem. Mocno przytuliła do siebie maskotkę w kształcie sowy, starając się ukryć łzy.
– Zostań ze mną – powiedziała płaczliwym tonem, patrząc na niego błagalnie. Mężczyzna nigdy nie należał do ludzi pozbawionych uczuć i niemal dostrzegła jego załzawione oczy, gdy kucnął, by znaleźć się w zasięgu jej dziecięcego wzrostu.
– Muszę zostać tutaj, ad'ika, a ty musisz polecieć z mamą na Mandalore. Musisz się nią opiekować, już niedługo będzie potrzebowała twojej pomocy w opiece nad dzieckiem. Możesz mi obiecać, że będziesz zajmować się swoją siostrą, Satine? – zapytał. Skinęła głową. Wstał, nawet się z nią nie pożegnawszy i odszedł. A ona została sama w korytarzu, ściskając pluszową maskotkę, pozwalając, by łzy wypłynęły.
*
– Jest malutka! – krzyknęła Satine, wdrapując się na łóżko obok matki, która trzymała w ramionach zawiniątko. Kobieta uciszyła ją, posyłając jej gniewne spojrzenie. Nie była zła, bardziej zmęczona i nieco zirytowana. Satine słyszała jej krzyki od kilku godzin, bojąc się, że dzieje się coś złego, nawet mimo tego, że wciąż powtarzano jej, że z mamą wszystko w porządku. Siedziała teraz obok niej, ściskając za rączkę swoją ulubioną maskotkę.
– Jak ma na imię? – zapytała cicho Satine, zaglądając do dziecka. Dziewczynka miała główkę pokrytą miedzianym meszkiem, a oczka zamknięte.
– Bo-Katan – odparła kobieta, uśmiechając się delikatnie. Jej starsza córka odwzajemniła uśmiech.
– Jestem jej siostrą?
– Tak, Satine, jesteś jej starszą siostrą. Musisz ją chronić, dopóki będzie tego potrzebować. Kiedy dorośniesz zostaniesz księżną, a Bo-Katan stanie u twojego boku. Będziecie mogły wspólnie rządzić Mandalore – powiedziała kobieta, a oczy Satine zaświeciły się nagle.
Pewnego dnia zostanie władczynią Mandalore i będzie chronić swoją siostrę. Nie pozwoli, by stała jej się krzywda.
*
And though the road is long
I look up to the sky
And in the dark I found,
I stop and I won't flySatine nie wspominała o ucieczce siostry. Miała nadzieję, że ta sprawa zniknie tak szybko, jak tylko się pojawiła. Nie potrafiła zatrzymać Bo-Katan, gdy nagle zabrała cały swój sprzęt i odeszła bez pożegnania. Wcześniej pokłóciły się przy śniadaniu, a rudowłosa nie wytrzymała i wykrzyczała wszystkie swoje żale. Nie potrafiła dostosować się do etykiety i życia w pałacu. Nie potrafiła żyć w pacyfistycznym ideale, który stworzyła Satine krótko po mandaloriańskiej wojnie domowej. Księżna widząc jak wiele wycierpieli jej ludzie, zaczęła uważać pacyfizm za jedyną drogę, jaką mogą podążać. Tego chcieliby rodzice – by przywróciła pokój wśród ludzi. I by chroniła Bo-Katan.
CZYTASZ
I'll show you the stars || star wars
FanfictionZbiór niepowiązanych ze sobą opowiadań ze świata Gwiezdnych Wojen. W dużej mierze będą one powiązane z serialem "Star Wars: Rebelianci", być może kiedyś uda mi się napisać coś w czasie Wojen Klonów. Liczę na docenienie mojej pracy poprzez pozostaw...