s c a r r e d

285 7 2
                                    

you don't have to change a thing
the world could change its heart
no scars to your beautiful

- Ursa?

Głos jej męża wyrwał ją z zamyślenia. Uniosła wzrok, napotykając zmartwione spojrzenie Alricha. W ramionach trzymał ich niespełna dwutygodniowego synka, który w obecnej chwili pogrążony był w głębokim śnie. Mężczyzna poprawił jedynie kocyk, którym przykryte było dziecko, by ponownie popatrzeć na żonę.

- Wszystko w porządku - powiedziała, posyłając mu najzwyklejsze spojrzenie, na jakie tylko była w stanie się zdobyć. Wstała wolno, ukrywając przed nim fizyczny ból, który przeszył całe jej ciało, gdy stanęła na nogi. Minęły dopiero dwa tygodnie od porodu i jeszcze nie czuła się w stu procentach na siłach, by wykonywać choć najprostsze czynności.

Kochała swojego synka.

- To potrwa już tylko chwilę - powiedziała jej starsza kuzynka, będąca z nią w najgorszym czasie porodu. Ursa nie miała już sił. Nawet oddychanie sprawiało, że czuła ból. Była cała mokra od potu i od krwi.
- Mówiłaś - wysapała, zaciskając nagle zęby, czując jak całe jej wnętrze zaciska się, wywołując kolejny silny skurcz, którego nie potrafiła znieść. - Mówiłaś cztery godziny temu.
- Shirin, czy nie ma innego sposobu? - zapytał nagle Alrich, wciąż mocno trzymając dłoń żony. Ursa spojrzała na niego osłabionym spojrzeniem. Była tak bardzo zmęczona, wyczerpana fizycznie, nie potrafił dłużej godzić się na jej cierpienie.
- Jest, jeszcze jeden.
- W porządku, jeśli nie zaszkodzi dziecku to ja się na to zgadzam - powiedział Alrich, a Ursa jedynie przytaknęła, niezdolna do powiedzenia choć słowa.
Shirin posłała im delikatny uśmiech, obiecując, że wszystko będzie dobrze.

- Jest taki maleńki - uśmiechnęła się Ursa, po czym pocałowała główkę swojego nowonarodztnego synka. Czekała na niego tak bardzo długo, a najgorsze były ostatnie godziny, gdy wydawało jej się, że niebawem go zobaczy. Nie sądziła, że to wszystko się aż tak skomplikuje.

- Sabine z klanu Wren i domu Vizsla, przyszła hrabina i dowódca klanu Wren - powiedziała głośno Ursa, obwieszczając narodziny swojego pierworodnego dziecka. Mała, zaledwie trzydiodowa, córeczka spała w jej opiekuńczych, ciepłych ramionach. Krzyki i głośne wiwaty nie zbudziły jej ze snu.

Alrich wpatrywał się w dziecko, jakby było niej piękniejszym stworzeniem na świecie. Sztuką, której nie potrafił odtworzyć. Później spojrzał na żonę. Była dumna, poważna i stanowcza, jednak w tamtej chwili po prostu się uśmiechała. Miała podkrążone oczy, spowodowane nieprzespanymi nocami, które spędzała przy płaczącej Sabine, a jednak - w tamtej chwili - wydawała mu się promienieć z radości. Na świat przyszło ich szczęście, które rozgoniło ciemne chmury wojny.

Kochała oboje swoich dzieci.

Stanęła w progu pokoju córki, obserwując ją podczas, gdy dwulatka stała przy ścianie, nanosząc na nią kolorowe wzorki i szlaczki. Ursa nie miała serca, by jej tego zabronić, choć raz na jakiś czas prosiła, by posprzątano ten bałagan. Nikt jednak nie wiedział czy robiła to dla porządku samego w sobie, czy może dla córeczki, by ta miała przestrzeń do malowania. Nikt jednak nigdy o to nie zapytał.

- Mama! - krzyknęła Sabine, zauważając kobietę, stojącą w progu jej niewielkiego, kolorowego pokoju. Wstała szybko i podbiegła do starszej Mandalorianki, wyciągając ramiona w górę, komunikując tym samym, że chciałaby zostać podniesiona. Ursa nie potrafiła spełnić jej żądania, dlatego zamiast tego chwyciła jej rączki w swoje dłonie, tak, że dziewczynka mogła iść przed nią. Sabine zaśmiała się, robiąc pierwszy krok do przodu, wiedząc, że jej mama wykonała ten sam ruch. W tej zabawie to Ursa naśladowała własne dziecko, nie na odwrót.

I'll show you the stars || star warsWhere stories live. Discover now