m o m e n t s

161 13 2
                                    

Jacen nigdy nie wiedział, gdzie jego mama trzyma składniki do przygotowania naleśników w kształcie serc. Prawdę powiedziawszy nie wiedział nawet czego powinien szukać. Książka kucharska, którą ściągnął z półki i otworzył na odpowiedniej strony nie sprawiła, że nagle się tego dowiedział. Wciąż był za mały, by przeczytać każde słowo, a obrazki niewiele pomogły.

Pięciolatek przysunął stołek do jednego z blatów i wspiął się na niego, by dosięgnąć plastikową miskę, jednak ledwie ją chwycił, a gdy zsunęła się z półki nie zdążył jej złapać. Wylądowała na podłodze z głośnym brzdękiem.

Jacen skrzywił się i zamknął na moment oczy, nasłuchując. Ktoś szybko schodził po schodach, a następnie stanął w drzwiach ich niewielkiej kuchni. Chłopczyk uniósł powieki, dostrzegają swojego tatę, który rozpadał się wokół.

– Jace? Co ty tutaj robisz? – zapytał, podchodząc do synka. Wziął go na ręce i oparł na lewym biodrze. Dopiero teraz Kanan dostrzegł leżącą na podłodze książkę kucharską, a obok miskę, odwróconą do góry dnem.

– Chciałem zrobić dla was śniadanie. W przedszkolu pani mówiła, że dzisiaj jest dzień miłości, a ja was kocham – powiedział cicho Jacen, rumieniąc się słodko. Kanan uśmiechnął się, a następnie posadził synka na blacie. Schylił się po książkę i położył ją obok dziecka.

– Co myślisz o tym, żebyśmy zrobili mamie prezent razem, hm?

– Tak!

Kanan wyciągnął poszczególne składniki z szafek, kładąc je przy Jacen'ie. Dzieciak przyglądał się każdemu z osobna, biorąc je do rączek.

– Możemy dodać trochę czekolady? – zapytał pięciolatek, gdy zauważył, że tego składnika jeszcze brakuje. – Mama zawsze robi naleśniki z kawałkami czekolady.

– W porządku – odparł Kanan, podając dziecku pudełko z maleńkimi kuleczkami czekolady.

Kanan zaczął przygotowywać ciasto, a w międzyczasie posprzątał po wczorajszej kolacji. Razem z Herą byli wieczorem zmęczeni, położyli Jacen'a do łóżka i wspólnie stwierdzili, że bałagan może poczekać do jutra, nawet jeśli miał to być dzień Walentynek.

Nigdy nie obchodzili hucznie tego dnia. Zadowalali się drobnymi upominkami lub jedynie czasem spędzonym w swoim towarzystwie. Dwa razy zdarzyło im się wyjechać wspólnie na weekend z okazji święta miłości, ale to było przed narodzinami Jacen'a – teraz uwielbiali spędzać z nim czas i rozstania na kilka dni były dziwne.

– Szkoda, że nie mogłem zrobić tego sam – powiedział smutno Jacen, spuszczając wzrok. – Chciałem zrobić wam niespodziankę.

– Hej, maluchu, zrobimy to razem. To najlepsza rzecz jaką mógłby dostać – uśmiechnął się Kanan i poczochrał włosy synka. Jacen roześmiał się, a następnie zeskoczył z blatu, by dołączyć do taty przy stole. Wspiął się na krzesło, czekając aż rodzic do niego dołączy. Mężczyzna zabrał jeszcze kilka składników, które następnie położył na stole. Przez moment patrzył na synka, uśmiechając się szeroko. W taki dzień, jak ten nie potrafił przestać się uśmiechać.

Pięć lat temu leżał w szpitalu z poparzeniami trzeciego stopnia, modląc się o śmierć, która wybawiłaby od ogarniającego całe jego ciało bólu. Przez większość czasu był nieprzytomny, a w urywkach pamiętał wizyty Hery, jej delikatny uścisk dłoni i ciepłe słowa. Pamiętał także jej oczy, wypełnione łzami i ciche modlitwy, by z tego wyszedł. Była w ciąży.

I to napełniało go nadzieją.

Pewnego dnia, gdy było naprawdę źle, gdy nie miał już sił, po prostu usiadła obok i uśmiechnęła się lekko, próbując powstrzymać spływające po policzkach łzy.

– Uratowałeś nas, Kanan. W porządku, jeśli nie masz już sił, kochanie. To naprawdę w porządku – wyszeptała i tak jak zawsze chwyciła delikatnie jego dłoń. Jednak nie trzymała jej jak zwykle, zamiast tego połozyła ją na jej brzuchu.

Po raz pierwszy poczuł ruchu swojego dziecka, były takie żywe, dzikie. Po raz pierwszy od wielu tygodni poczuł w oczach łzy. To dziecko dało mu nadzieję, ale przede wszystkim pokazało wolę walki. Kanan nie mógł się teraz poddać, nie po tym wszystkim.

Uratował własną rodzinę – kobietę, którą kochał, nienarodzone dziecko, które stworzyli w miłości i dwójkę dzieci, które adoptowali kilka lat wcześniej.

Do tej pory nie ustalono przyczyny podpalenia, które miało miejsce tamtej nocy.

Kanan nie pamietał zbyt wiele. Tylko krzyki i rozprzestrzeniający się ogień, a później ciemność.

Ciemność, która była wszędzie.

– Zrobimy mamusi śniadanie do łóżka? – zapytał Kanan, a Jacen podskoczył na krześle, żwawo kiwając główką. Wsadził sobie kolejną małą czekoladkę do buzi i uśmiechnął się szeroko, gdy tata pozwolił wsypać mu resztę do ciasta i zamieszać.

Uwielbiał gotować z tatą. Zawsze pozwalał mu robić ważne rzeczy. Mieszanie czekoladek w cieście to była ważna rzecz. Od tego zależał ten cudowny smak, prawda?

– Mama lubi tą herbatkę! – powiedział Jacen, wyciągając jedną torebkę z herbatą i włożył ją do jej ulubionego kubka, tego, który sam malował w przedszkolu, gdy zbliżał się Dzień Matki.

Jego mama miała mnóstwo takich prezentów. Wcześniej dostawała ich całe mnóstwo od starszego rodzeństwa Jacen'a.

– Pierwsza partia jest już gotowa – oznajmił Kanan, kładąc trzy naleśniki na czerwonym talerzu. jacen popatrzył na pachnące serca, a następnie ułożył na nich kawałki truskawek. Nie miał pojęcia skąd tata je miał, ale o nic nie pytał.

– Jesteśmy gotowi? – zapytał Kanan, kładąc śniadanie na niewielkiej drewnianej tacy. Postawił na niej także kubek z gorącą herbatą i położył niewielki kwiatuszek z bibuły, który Jacen zrobił w przedszkolu.

Hera nie zauważyła ich na pierwszy rzut ona – przeglądała jakieś dokumenty, wciąż leżąc w łóżku. Jacen jednak, widząc ją, wskoczył szybko na łóżko, sprawiając, że zaśmiała się głośno i odłożyła kartki na nocką szafkę, by przytulić swojego synka. Dopiero wtedy dostrzegła męża, stojącego w progu i trzymającego tacę ze śniadaniem. Posłała mu ciepły uśmiech i wygładziła pościel wokół siebie. Jacen usiadł obok i objął ją ramionami.

– Wszystkiego najlepszego, kochanie – wyszeptał, gdy usiadł obok.

– Wszystkiego najlepszego – odszepnęła i pocałowała go delikatnie.

– Zrobiliśmy to razem, mamusiu, wiesz? – Jacen przerwał im, wskazując na poszczególne części śniadania.

– Mam przy sobie najcudowniejszych chłopców na świecie. Jestem prawdziwą szczęściarą – powiedziała i przytuliła do siebie synka. Kanan posłał jej delikatny uśmiech, gdy ich spojrzenia spotkały się ponownie.

Dla takich chwil warto było żyć.

part 1/6

of

Valentine's definition of love

I'll show you the stars || star warsWhere stories live. Discover now