desire for true love

302 7 12
                                    

Pre Vizsla był w niej cholernie zakochany, choć nie wiedział czy to faktycznie była miłość, czy tylko gorące pragnienie, które ogarniało go, gdy na nią patrzył.

Nawet teraz, w czasie jednego ze spotkań Watahy Śmierci, patrzył jedynie na nią, mimochodem słuchając tego, co inni mają do powiedzenia. Nie miał pojęcia co ona czuje. Nie chciał otwierać się przed nią, jednak był już zmęczony ciągłym ukrywaniem tego, jak bardzo jej pożąda.

– ...jeśli tylko wyrazisz zgodę, Pre – zwrócił się do niego jeden z Mandalorian. Mężczyzna rozejrzał się wokół, czując na sobie spojrzenia ludzi, w tym JEJ spojrzenie.

Bo-Katan Kryze uśmiechnęła się zaborczo, czując na sobie jego wzrok, przed którym nie potrafiła ukryć żadnego ruchu. Odkąd dołączyła do Watahy wciąż czuła się przez niego obserwowana.

– Rozważę to – odpowiedział, po czym odwrócił się i wyszedł z namiotu, kończąc tym samym posiedzenie. Bo-Katan usiadła, prosząc o mocny alkohol, który mógłby wybić jej z głowy te głupie myśli, który przywoływały jego obraz.

Nie była w nim zakochana, nie tak jak w Fenn'ie, o którym często myślała. Jednak miał w sobie coś, co niezwykle ją pociągało. Był silny, dobrze zbudowany, zaborczy, zupełnie jak ona. Była młoda, młodsza conajmniej dziesięć lat od mężczyzny, ale przy tym oboje byli sobie bliscy. Ufał jej, a ona ufała jemu.

Gdy Fenn ją zostawił na pastwę losu, obiecała sobie, że nigdy więcej nie zwiąże się z żadnym mężczyzną, jednak czuła jak jakaś niewidzialna więź ich do siebie sprowadziła.

Wzięła do ust mocny alkohol, przełknęła go, czując jak po gardle rozlewa się przyjemne ciepło. Uśmiechnęła się lekko, podsłuchując toczącą się obok rozmowę. Dotyczyła ona dostarczenia pewnym informacji do Vizsli.

– Ja mogę to załatwić – wtrąciła się, a dwoje Mandalorian spojrzało na nią, a następnie na siebie. Zgodzili się i przekazali jej datapad z danymi. Było im to na rękę, tym bardziej, że szef nie był dzisiaj sobą od rana. Ona jedna domyślała się dlaczego.

Bo-Katan nie pytała, czy może wejść do namiotu, po prostu to zrobiła, zastając przywódcę przy stole. Przeglądał coś na osobistym datapadzie. Odłożył go jednak gdy odczuł jej obecność. Posłał jej lekki uśmiech, wstając.

– Co cię do mnie sprowadza, Bo? – zapytał, opierając się o stół za nim. Skrzyżował ramiona, tak, że Bo musiała jakoś ukryć nagle zainteresowanie się jego umięśnionym ciałem.

– Mam przekazać ci te informacje – odparła, podając mu datapad. Pre przyjął go, nie odwracając jednak wzroku od niej.

Jej oczy były dla niego całkowitą zagadką. Nie potrafił wyczytać z nich jej samopoczucia, a tym bardziej jej uczuć. Była niezwykle skomplikowana i skryta. Gdyby musiał się przyznać, powiedziałby, że miał wiele kobiet, ale żadna z nich nie była choć w pewnym stopniu podobna do Bo-Katan. Ta dziewczyna miała w sobie coś, co niezwykle go przyciągało.

Jego oczy próbowały ją przejrzeć. Pre chciał ją odkryć, pozbawić bezpieczeństwa jakie sobie zapewniała za warstwą przeszywającego, chłodnego spojrzenia. A jednak nie potrafiła mu nie ulec.

Dłonie Bo-Katan były ciepłe, gdy położyła je na policzkach Pre, prawym kciukiem gładząc bliznę, która ciągnęła się po jego twarzy. Mężczyzna uśmiechnął się, pochylając do niej lekko, by mieli łatwy dostęp do swoich ust. Dłonie odważnie ułożył na jej biodrach, przyciągając do siebie mocno. Nie była zaskoczona jego stanowczością, przysięgała być mu wierną bezwzględni na wszystko. Nawet jeśli do „wszystko" należał właśnie ten moment.

– Bo – zaczął, jednak przerwała mu gwałtownym pocałunkiem, łącząc ich spragnione siebie usta. Pre poczuł jak jej ciało napiera na jego, wypełniając go zupełnie nowym, paraliżującym uczuciem. Wyżej, w ich ustach toczył się prawdziwy, mandaloriański pojedynek o dominację. Bo powinna była ustąpić, jednak nie zamierzała, nie teraz. Mężczyzna postanowił wykorzystać jej pełne skupienie na pocałunku i odwrócił ich tak, że teraz to ona oparta była o stół. Przycisnął ją mocno do blatu, zmuszając ją, by usiadła na nim. Pomógł jej, podnosząc jej uda, nie przerywając przy tym pełnego pożądania pocałunku.

W tej chwili liczyła się tylko Bo-Katan. I żar, który zalał go od środka.

Wdarł się do jej ust, przygryzając mocno jej wargę, chcąc w jakiś sposób uwolnić pragnienie. Nie chciał się z nią kochać, nie chciał odbierać jej bezpieczeństwa i odsłaniać zasłony słodkiej niewiedzy. Taka Bo-Katan podobało mu się najbardziej. Tajemnicza, skryta, taka którą nie do końca rozumiał.

Jęknęła cicho, czując jego zęby na wardze, jednak nie chciała przerwać przyjemności. Pre nie należał do delikatnych mężczyzn, był zupełnym przeciwieństwem Fenn'a, jednak teraz położył dłoń na jej policzku, jakby chciał wynagrodzić jej ten dziki akt.

Przerwał nagle pocałunek i popatrzył w oczy, próbując doszukać się pretensji. Jej spojrzenie było jednak czyste.

Pre posłał jej delikatny uśmiech, po czym zbliżył się ponownie do jej ust, by spokojnie je oblizać, chcąc załagodzić ugryzienie. Bo-Katan nie miała pojęcia jak powinna się zachować, dlatego oparła jedynie dłonie na blacie stołu, zgadzając się na wszystko, co miał do zaoferowania. Nie czuła uczucia, którym darzyła kiedyś Fenn'a. To było coś zupełnie innego, nieznanego, jednak wciąć pociągającego.

Nie było w nich miłości, tylko pragnienie. Pragnienie prawdziwego kochania, którego w sobie nie odnajdywali. 

~~~

Tylko w taki sposób potrafię sobie ich wyobrazić.

I'll show you the stars || star warsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz