[1]
𝐁𝐨-𝐊𝐚𝐭𝐚𝐧 𝐊𝐫𝐲𝐳𝐞 & 𝐅𝐞𝐧𝐧 𝐑𝐚𝐮
Fenn potarł ramiona dłońmi, wchodząc do sypialni, która została im przydzielona. Bo-Katan leżała w łóżku, przykryta ciepłym kocem prawie pod samą szyję. Twarz oświetlała jej niebieska poświata, zapewne pochodząca od skrytego pod przykryciem datapada.
– Ursa chce żebyśmy tutaj zamarzli? – zapytał Fenn, wchodząc pod ciepły koc, który leżał po jego stronie łóżka. Bo wzruszyła ramiona i uśmiechnęła się lekko. Zgasiła ekran datapadu, po czym odłożyła go i przytuliła się do męża.
– Nie wiem dlaczego wciąż to robi – powiedziała śpiąco, zamykając oczy, gdy jej głowa znalazła się na jego piersi, blisko bijącego dla niej serca. – Kiedyś chodziło o dziecko... – mruknęła.
– Co? – zapytał zaskoczony. – Opowiesz mi o tym?
– Kiedyś wpadła na pomysł, że pomoże nam się do siebie zbliżyć w ten sposób – zachichotała cicho. Fenn uniósł brwi.
– W jakimś konkretnym celu?
W odpowiedzi usłyszał jedynie jej cichy śmiech. Po chwili poczuł jak jej dłoń sięga po jego własną. Złączyła jego palce ze swoimi i położyła je na swoim brzuchu. Fenn uśmiechnął się, wiedząc co to oznacza.
– Rozumiem – szepnął.
Powiedziała mu o ciąży już jakiś czas temu, ale wciąż był jedyną osobą, która miała tego świadomość. Poprosił, by przez kilka dni sami cieszyli się tą wiadomością. Ostatnie tygodnie były pełne napięcia, a chwile, które spędzali razem krótkie i chaotyczne, z wyjątkiem kilku... gdy zostawiali wszystko za sobą i znikali. Próbowali nadrobić wszystkie te lata, które zostały stracone w ciągu kilku, wspólnie spędzonych godzin. Nie planowali dziecka, dziecko było miłym zaskoczeniem.
– Powiemy jej jutro, bo inaczej zamarzniemy w tej twierdzy – zaśmiał się Fenn.
– Nie chcesz dłużej tego ukrywać?
– Nie chcę zamarznąć.
Bo przytaknęła, zgadzając się z nim.
Wtuliła się w niego, czując jak delikatnie gładzi jej brzuch niemalże leniwymi ruchami. Pocałował ją we włosy i zaczął nucić jakąś starą, mandaloriańską kołysankę.
– Fenn?
– Hmm?
– Jesteś... szczęśliwy? – zapytała cicho, a jego dłoń zatrzymała się nagle.
– Bo-Katan – odezwał się po chwili ciszy. Jego głos był pewny, ale jednocześnie czuły. – Popatrz na mnie. – Nie zrobiła tego od razu, ale gdy wreszcie popatrzyła na niego, w jej oczach zalśniły łzy. – Oh Bo, kocham cię... bardzo cię kocham, cyar'ika. Dlaczego myślisz, że mógłbym być nieszczęśliwy?
– To wszystko... przyszło do nas tak niespodziewanie i tak... późno. Straciliśmy mnóstwo czasu – przyznała cicho i natychmiast odwróciła wzrok. – Czasami myślę, że na to nie zasłużyłam. Na bycie Mand'alor, na posiadanie męża... a teraz nawet dziecka – szepnęła, powstrzymując łzy. – Robiłam tak straszne rzeczy... czasami czuję się tak, jakbym udawała kogoś, kogo zawsze pragnęłam, żebyś miał u swojego boku.
– Bo, nie musisz nikogo udawać, cyar'ika – szepnął i ponownie pocałował ją we włosy. – Znam cię od bardzo dawna, twoje wybory nie zawsze były słuszne, ale cóż... moje także. Nie myśl o tym, co było, myśl o tym, co będzie – powiedział szczerze, a jego dłoń pogładziła jej brzuch ponownie. – Czeka nas jeszcze dużo dobrych i złych chwil, ale teraz jesteśmy w tym razem, Bo. Wracając do twojego pytania, to tak, jestem szczęśliwy – dodał. – Będę tutaj, kiedy się obudzisz.
CZYTASZ
I'll show you the stars || star wars
FanfictionZbiór niepowiązanych ze sobą opowiadań ze świata Gwiezdnych Wojen. W dużej mierze będą one powiązane z serialem "Star Wars: Rebelianci", być może kiedyś uda mi się napisać coś w czasie Wojen Klonów. Liczę na docenienie mojej pracy poprzez pozostaw...