𝕛𝕦𝕤𝕥 𝕝𝕠𝕧𝕖 𝕞𝕖

220 8 4
                                    

Mamusiu!

Mamusiu!

Krzyczała tak długo, aż ktoś przyszedł, by ją uciszyć. Ktoś powiedział, że ma się zamknąć, inaczej przywiozą tutaj jej brata. Nie mogli zabrać jej brata. Nie Tristana, on był za mały...

Stała na baczność przed opancerzonym żołnierzem, kiedy mówił do niej głośno – tutaj nie ma twojej mamy, twoja mama tutaj nie przyjdzie. Po policzkach spływały jej łzy. Tęskniła za mamą. Nawet jeśli była surowa, rzadko się uśmiechała i robiła rzeczy, o których nie lubiła rozmawiać. Tęskniła za mamą, bo była jej mamą. I przytulała, gdy dziewczynka miała koszmary.

– Sabine Wren, znowu wezwanie do twojego pokoju – westchnął Gar Saxon, wchodząc do małego pomieszczania, w którym spała. – Jesteś już dużą dziewczynką, dlaczego płaczesz? – zapytał, kucając przed nią. Zadrżała pod wpływem jego władczego, przeszywającego spojrzenia.

– Gdzie jest moja mama? – wyszeptała, patrząc na niego.

– Twoja mama cię zostawiła, Sabine. Nie przyjdzie po ciebie.

– Potrzebuję jej.

– Nie, Sabine. Potrzebujesz dobrego domu i szkolenia. Tutaj nauczysz się wszystkiego – powiedział z uśmiechem, po czym wyciągnął dłoń, by kciukiem otrzeć łzy z jej policzka. – Zostaniesz najlepszym żołnierzem, zobaczysz.

Potrzebuję mojej mamy, pomyślała.

Nie chciała być najlepszym żołnierzem. Nie chciała być lepsza niż mama. Chciała wrócić do domu.

– W porządku? – zapytał, widząc wahanie na jej twarzy. Nie odpowiedziała. Saxon uśmiechnął się, po czym wstał i bez słowa wyszedł z jej pokoju razem ze strażnikiem, który chwilę wcześniej na nią krzyczał.

Ufaj samej sobie.

To powiedziała jej mama, zanim żołnierze zabrali małą Sabine na statek. Nie było w jej słowach uśmiechu, ani ciepła, ani miłości. Właściwie, nie było nic.


*


Nosiłam ją pod sercem przez dziewięć miesięcy, ograniczając walkę do minimum, by nie skazać jej na przedwczesną śmierć. To było trudne, podobnie jak to nasze rozstanie, gdy wydałam ją na świat, narażając na całe zewnętrzne zło. We mnie była bezpieczna.

Ze mną była bezpieczna.

Tak myślałam. Do czasu, gdy mi ją odebrali, bojąc się, że złam dane im słowo. Gra nie toczyła się pomiędzy dwoma stronami, zaczęła toczyć się także wśród każdego z nas. Chceli nas złamać, pokazać, że Imperium to potęga. Odebrali moich żołnierzy, moich przyjaciół, a na końcu moją córkę.

– Ursa, przykro mi.

Nie było mi przykro, gdy odrzucałam połączenie przychodzące na zablokowaną dla wszystkich częstotliwość, dla wszystkich, z wyjątkiem Bo-Katan Kryze.

Stałam na balkonie, opierając się o balustradę i patrzyłam w te zawieszone nad Krownest gwiazdy, które zdawały się być oddalone o miliony milionów kilometrów. Pozwoliłam łzom spłynąć po policzkach. Pozwoliłam im nawet zamarznąć na mojej skórze, choć sprawiało mi to ból. To było niczym ukłucie, nie mogło równać się z tym, z czym zmagało się moje serce. Wiedziałam, że Sabine będzie mnie nienawidzić, że zapamięta mnie jako bezduszną istotę. Być może będzie miała rację.

Gdy odchodziła, pożegnałam ją jak hrabina. Nie jak matka.

Chciałam, żeby szybko o mnie zapomniała. Tak będzie jej łatwiej. Wyrzuci mnie ze swoich wspomnień, wymaże na zawsze wszystkie nasze wspólne chwile, a ja wciąż będę o niej pamiętać, jakby to była kara za to, co zrobiłam.

I'll show you the stars || star warsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz