Rozdział 14

4.9K 176 12
                                    

Bale. Któż ich nie lubi.

Można najeść się do syta, napić dobrego alkoholu i zapalić cygara. Można spotkać się i nabyć nowych wspólników do interesu albo znaleźć dla siebie pannę. Krótko mówiąc, bale to wydarzenie, które ożywia całą londyńską socjetę - na co dzień szarą i nudą, a wieczorami roztańczoną na parkiecie.

Lecz czymże jest bal bez odpowiedniego towarzystwa. Nathaniel Kendrick właśnie zdał sobie z tego sprawę. Wirował razem z Arabellą wśród innych par i, mimo że z pozoru mógł wydawać się zainteresowany, tak naprawdę był bardzo znudzony.

- Chabrowy bardziej pasuje do mojej cery, nie sądzisz?

- Tak. - Przytaknął. Tak naprawdę mało obchodziły go sukienki.

- Ale Elisa wciąż wybiera ten kolor. Nie mogę przecież narazić się, że będziemy wyglądać tak samo. Biedaczka nie wie, że wygląda w niej zbyt trupio. Ktoś powinien jej to uświadomić.

- Na przykład ty?

- W żadnym wypadku! Mogłaby się na mnie obrazić.

Zdał sobie sprawę, że z blondynką nie wiele go łączyło. Oczywiście, Arabella była piękna. Temu nie mógł zaprzeczyć. On jednak potrzebował kogoś, kto sprawiłby, że na jego poważnej twarzy pojawi się uśmiech. Kogoś, kto miał równie specyficzne poczucie humoru, jak on. Kogoś, kto okazuje swoje uczucia bez maski przyzwoitości w towarzystwie.

Potrzebował jej jak powietrza, by dalej funkcjonować.

Potrzebował Stelli.

- Wybacz mi na chwilę. - Skinął głową.

Arabella nie chętnie podziękowała za taniec.

- Mógłbyś przynieść mi coś do picia? - Szybko zapytała, nim zdążył odejść.

- Oczywiście. - Na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech.

Gdy tylko nadarzyła się okazja do ucieczki, postanowił z niej skorzystać. Nie zniósłby kolejnych minut rozmowy o damskich fatałaszkach. Znacznie wolał zbierać tkaniny z kobiet niż je w nie odziewać.

Rozejrzał się po całej sali, lecz nie mógł odnaleźć w tłumie czekoladowych oczów panny Crawford. Nie mógł za to nie natknąć się na swojego przyjaciela, którego śmiech słyszał już z końca sali. Jakimś cudem udało mu się odciągnąć go od Lilibeth.

- Widziałeś gdzieś Stellę? - Zapytał bez ogródek.

- Naprawdę to było takie ważne, że przerwałeś mi rozmowę? - Warknął poirytowany.

Spojrzał na niego zmieszany.

Od kiedy do diaska Flecherowi tak bardzo zależało na towarzystwie jakiejś panny.

- Muszę z nią porozmawiać.

- I dlatego cały wieczór spędzasz z Arabellą uwieszoną na twoim ramieniu.

- Jak widzisz, już jej przy mnie nie ma, a poza tym, co miałem zrobić. Przecież nie mogłem jej odmówić.

- Może powinieneś. - Powiedział Bertie pod nosem.

Krew zawrzała mu w żyłach. Nie znosił tego, kiedy Flecher się tak zachowywał.

- Co to miało znaczyć?

- Potraktuj to, jak dobrą przyjacielską radę. - Poklepał go po ramieniu. - Powinieneś w końcu zdecydować, co dla ciebie jest najważniejsze.

- Chyba za dużo dziś wypiłeś.

Wyrwał kieliszek z jego dłoni.

- Wręcz przeciwnie. W końcu mówię to, co powinienem powiedzieć dawno temu. Stella wręcz błagała mnie, żebym ją tu dziś przyprowadził. Zrobiła to dla ciebie, a ty nawet na nią nie spojrzałeś.

Miłosne porachunkiWhere stories live. Discover now