Rozdział 20

4.7K 183 13
                                    

Po ostatnich wydarzeniach Stella postanowiła, że dla swojego dobra powinna unikać księcia Glanville. Flecher jako jego dobry przyjaciel próbował usprawiedliwić jego zachowanie nadużytym alkoholem, ale Stellę to nie obchodziło.

Ani trochę.

Nathaniel Kendrick był toksyczny i powinna trzymać się od niego z daleka.

Odetchnęła więc z ulgą, kiedy książę nie pojawił się na przyjęciu ogrodowym w jej domu.

Dianie Myles doskwierała nuda, więc postanowiła zorganizować przyjęcie. W jej domu. Stella nie mogła znieść tego, że ta kobieta panoszyła się po rezydencji. Ojciec poparł ten pomysł, ale wiedziała, że zrobił to tylko, ponieważ była to idealna okazja do znalezienia nowego wspólnika, którego potrzebował.

Cisza i spokój.

Dwie rzeczy, których pragnęła, a nie mogła mieć.

- Dlaczego siedzisz tutaj sama?

Podniosła twarz ku słońcu. Promienie słoneczne oślepiły ją, więc uniosła dłoń ku górze, aby przyjrzeć się jej nowemu towarzyszowi.

Zabrakło jej tchu w piersiach, kiedy ujrzała szelmowski uśmiech księcia Rutland.

Był przystojny.

Bardzo przystojny.

Nie mogła odmówić mu urody. Okazał się również świetnym towarzyszem do rozmowy. Gdyby nie była nieszczęśliwie zakochana w Nathanielu możliwe, że za ten uśmiech mogłaby zakochać się w Charlesie.

- Rozmyślam.

Usiadł na betonowej ławce obok niej.

- Twoja matka ma wspaniały gust do przyjęć.

- To nie moja matka, tylko macocha. - Szybko go poprawiła. - Moja mama zmarła, gdy byłam jeszcze mała.

Skrępowany podrapał się po karku.

- Przepraszam. Ja... Nie wiedziałem.

- Nie szkodzi.

Charles przywołał w jej głowie wspomnienia z dzieciństwa. Stella wielokrotnie zastanawiała się, jak wyglądałby świat, gdyby jej mama nadal żyła. Czy ojciec mimo wszystko zmieniłby swoje zachowanie? Czy byłaby przy niej jej guwernantka Iris, którą uwielbiała ponad wszystko?

Z wiekiem zaczęła tracić wspomnienia związane ze swoją biologiczną matką. Gdyby nie wielki obraz wiszący w salonie nie byłaby w stanie zapamiętać jej twarzy. W jej wspomnieniach zawsze był ktoś. Jakaś osoba. Serce rozdzierało się jej na samą myśl, że nie jest w stanie otworzyć w głowie obrazu swojej matki. Jej oczy pokryły się nagle szklaną warstwą.

Nie mogła płakać.

Nie teraz.

- Wszystko w porządku? - Zapytał zaniepokojony Towner.

- Tak. Ja... Ja tylko mam dość tego przyjęcia.

- Dlaczego?

- Diana panoszy się, jakby była żoną mojego ojca, a on zgodził się jedynie na to przyjęcie, żeby pozyskać nowych inwestorów. - Wyżaliła się.

- Inwestorów?

- Tak. Sprowadza z Ameryki różne towary, a później sprzedaje je drożej. Do tej pory zmarły książę Glanville był jego wspólnikiem, ale teraz Nathaniel...

Piernik jasny!

Nie powinna o nim mówić, bo mogłaby jeszcze go przywołać.

Charles spojrzał na nią z dziwnym uśmieszkiem na twarzy.

Miłosne porachunkiWhere stories live. Discover now