Rozdział 22

4.7K 177 7
                                    

- Nie wierzę, że naprawdę to robimy. - Powiedział, przekładając nogę za framugę okna.

Po chwili dołączył drugą nogę i skoczył na trawę. W myślach dziękował Bogu za to, że byli na parterze. Nie wyobrażał sobie, żeby Stella musiała skakać z okna z pierwszego piętra. I tak dwa metry dzieliły ich od podłoża.

- Daj spokój. Przecież świetnie się bawimy.

- Doprawdy?

- Prawie jak za starych, dobrych czasów, kiedy wspinaliśmy się po drzewach.

- Nie przypominam sobie, żebyśmy wspinali się po oknach.

- Dlatego najwyższy czas to nadrobić.

Gdy dziewczyna poszła w jego ślady, szybko wyciągnął ręce w górę, aby bezpiecznie wylądowała w jego ramionach.

- Proszę, uważaj na siebie.

Gdy jego dłonie znalazły się na jej talli, sprawnie postawił ją na grząskim podłożu. Była lekka jak piórko, więc nawet nie odczuł jej ciężaru. W duchu odetchnął z ulgą, że nic się jej nie stało.

Gdy postawił ją na ziemi, nie zabrał swoich rąk z jej tali. Spojrzał w jej czekoladowe oczy, a dziwny dreszcz ogarnął jego ciało. Jej ręce znalazły się na jego szyi.

- Nie myśl sobie, że teraz będziemy całować się do upadłego w świetle księżyca.

- A dlaczego by nie? - Zażartował.

Skarciła go wzrokiem.

Szybko zabrał swoje dłonie z jej talii. Magiczna chwila pękła niczym mydlana bańka.

- Co teraz? - Zapytała.

- Pójdę po woźnicę.

Ruszył, lecz po chwili przypomniał sobie, że Stella jest pijana. Nie mógł jej samej zostawić. Nie mógł również iść razem z nią, bo to wywołałoby skandal.

- Albo nie. Nie mogę pozwolić, żebyś wdała się w jakieś tarapaty.

- Phi! Więc wrócę pieszo.

- Zwariowałaś! Stój. - Chwycił ją za nadgarstek, by ją powstrzymać.

- Mieszkam tuż obok. Trafię do domu. - Zadrwiła.

- Londyn za dnia jest niebezpieczny dla młodej damy, a co dopiero w nocy.

- Więc masz dwa wyjścia.

Spojrzał na nią wyczekująco.

- Możesz pójść razem ze mną albo stać tu jak kołek.

Wyrwała się z jego uścisku i ruszyła naprzód.

Czemu była taka niesforna?

Czemu go nie słuchała?

Westchnął głośno.

- Zaczekaj!

Noc była dość mroźna jak na lipiec. Za każdym razem, gdy brał oddech, z jego ust unosił się widoczny obłok powietrza. Szybko ściągnął z siebie surdut i założył go na ramiona panny Crawford.

- Och, dziękuję. To zaszczyt nosić twoje ubranie książę. - Powiedziała z drwiną głosie.

- Nie dla każdego jestem gotów na takie poświęcenie panno Crawford.

- Nie dla każdej latasz w nocy, w samej koszuli i kamizelce?

- Otóż to. - Przyznał jej rację.

- W takim razie powinnam czuć się wyróżniona. - Powiedziała z teatralną radością w głosie.

Oboje zaśmiali się głośno.

Miłosne porachunkiWhere stories live. Discover now