Rozdział 26

4.3K 171 7
                                    

Bath było nadmorską miejscowością znaną jako słynne uzdrowisko. To tutaj podczas sezonu zjeżdżała się socjeta z Londynu.

Gdy wysiadła z powozu, postawiła powoli jedną z nóg na grzęskim podłożu.

Stella nie przypuszczała, że jej noga jeszcze kiedykolwiek powstanie na letniskowej rezydencji Glanvillów, która mieściła się z dala od innych domów. Otaczały ją zielone wzgórza rozciągające się aż po horyzont.

Zaparło jej dech w piersi.

Rezydencja wyglądała dokładnie tak, jak zapamiętała ją z dzieciństwa. To tutaj spędzała wakacje w towarzystwie Nathaniela i Flechera. Rozejrzała się wokół, przywołując masę zapomnianych wspomnień. To sprawiło, że ze wzruszenia w jej oku zakręciła się pojedyncza łezka, której szybko pozbyła się wachlarzem rzęs.

- Jak minęła podróż?

U jej boku znikąd pojawił się Nathaniel. Musiał wysiąść z drugiego powozu jako pierwszy.

Pewnie chciał rozprostować nogi.

- W porządku. A tobie, jak minęła? - Zapytała z wymuszoną uprzejmością.

Tak naprawdę ręka świerzbiła ją na samą myśl, że spędził kilkugodzinną podróż w towarzystwie Arabelli. Nie można również zapominać o tym, że towarzyszył mu Flecher i Lilibeth, ale dla Stelli nie miało to wtedy najmniejszego znaczenia.

Skrzywił się.

Już otwierał usta, aby coś powiedzieć, lecz w tym samym momencie pojawił się Flecher, który w uścisku przyciągnął do siebie ich oboje.

- Jak za starych dobrych czasów. - Głośno nabrał powietrze w płuca.

Stella podobnie jak Nathaniel szybko uwolniła się z tego uścisku. Kendrick posłał Bertiemu karcące spojrzenie.

Słowa Flechera wywołały w niej niepokój. Z początku myślała, że zatęskniła za Bath, lecz chwilę później w jej głowie pojawił się obraz każdych wakacji.

Była piątym kołem. Ta dwójka nigdy nie chciała się z nią bawić i zawsze stroili jej żarty.

Na samo wspomnienie o tym, jak kiedyś była traktowana przez Nathaniela, przeszedł ją nieprzyjemny dreszcz.

Nie znosił jej.

To z kolei wywołało w niej kolejne myśli. Co się zmieniło po tym, gdy wróciła do Londynu. Czemu nagle nie ignorował jej i nie przeszkadzało mu jej towarzystwo. Czyżby było to oznaką wydoroślenia czy wciąż wszystko było jedną wielką grą.

- Masz na myśli tych czasów, kiedy kazaliście mi się schować, bo mieliśmy grać w chowanego, a wy tymczasem uciekliście do środka rezydencji? - Zapytała z wyrzutem.

Rozdrapała stare rany.

Wiedziała, że przyjazd tutaj był złym pomysłem. Nie mogła się od tego wymigać, bo jej ojciec, gdy tylko dowiedział się, że książę Rutland również został zaproszony, wręcz nalegał, by przyjęła zaproszenie księżnej.

Flecher zaniemówił, a Nathaniel jedynie pokręcił rozdrażniony głową.

- Byliśmy dzieciakami. - Stanął w obronie przyjaciela.

- Przepraszam Stello, ja...

Nie pozwoliła mu dojść do słowa.

- Byliście? - Prychnęła. - Myślę, że wciąż nimi jesteście.

Wyminęła ich i z wysoko podniesioną głową ruszyła ku drzwiom rezydencji.

Zdążyła dogonić swoje przyjaciółki i razem z nimi przekroczyła próg budynku.

Miłosne porachunkiWhere stories live. Discover now