XVI. Vivente imperatore

144 10 16
                                    

Ten czas milczenia był w ich "związku" czasem najgorszym. Zauważyła to nie tylko Konstancja, ale też Anielka i Suzin — sam Komitet na pewien czas zawiesił swoją działalność, ponieważ Rzecka uznała, że losy tamtych są niezbadane i lepiej nie ryzykować, że coś się stanie. 

Teofila właściwie przestała odzywać się do Stanisława. Jak już coś do niego mówiła, sprowadzało się to tylko i wyłącznie do zwykłych interesów. Nie chciała zachodzić z nim w żadne poufałe relacje, ponieważ raz już to zrobiła i tylko go w tym względzie wykorzystała. W każdym bądź razie nie chciała zapeszać. Jak tylko trzeba było coś zrobić, dało im się razem współpracować — jednak z jakimś takim dziwnym dystansem, jak uznała Konstancja.

Sam Tadzio niezwykle cierpiał na tym wszystkim. Choć nic nie wiedział na ten temat i tak sprawiał Teofilce coraz więcej problemów wychowawczych. Była przez to często zmęczona i niewyspana, ale z tych problemów nie chciała spowiadać się Wokulskiemu nawet za cenę życia. Już nie miała z nim nic do powiedzenia, każde zwierzenie i zaufanie względem niego mogło tylko pogorszyć sytuację. Dlatego też starała się jakoś usidlić przy sobie chłopca — często zabierała go do sklepu, byleby tylko mały miał kontakt z wujkiem, a jak była taka okazja — zabawiała malca przy kasie.

Tak też było i tym razem. Kiedy w sklepie w miarę się uspokoiło, a Konstancja zrobiła sobie przerwę na kawę, Teosia ponownie przystanęła z chłopcem przy kasie. Wygrywał na tym przedmiocie jak na pianinie i to jeszcze tak zwinnie, że wyobrażała sobie graną przez niego melodyjkę. Tylko w takich momentach Wokulski mógł schować się w kącie i poobserwować z daleka swoją ukochaną kobietę — powracał do czasów, gdy było im dobrze, i wyobrażał sobie, że łączyła ich niegdyś najprawdziwsza miłość. Stawał się wówczas jej ukochanym, narzeczonym, a potem mężem. Coś go jednak korciło i chciał się wreszcie dowiedzieć, co jest przedmiotem jest zmartwień. Móc ją skosztować raz jeszcze, poczuć jej drżącą skórę na sobie i szalony szept — marzenie! A przede wszystkim — chciał z nią wreszcie porozmawiać jak kiedyś.

Sam w sobie nie wierzył, że Teofila byłaby w stanie go tak potraktować. Była za dobra i nadludzko wrażliwa, a co jeszcze — zawsze mu mówiła, że chce mieć go przy sobie. Dochodził do wniosku, że jego ukochana może mieć niezwykle trudny problem do rozwiązania, z którym — tradycyjnie — chce poradzić sobie sama. Naprawdę chciał jej pomóc — uważał to za swój święty obowiązek.

Przypatrywał jej się tak natarczywie, że ta wreszcie to po nim poznała. Spiorunowała go oskarżycielskim spojrzeniem, które szybko przeszło z zwykłą drwinę. Pewnie wieczorem dostanie za to ostrą reprymendę.

Panna Jagodzińska zostawiła Tadzia z Suzinem i szybkim krokiem ruszyła na zaplecze. Wiadomo, że nie chciał jej przeszkadzać, ale w tym momencie poczuł tak silną potrzebę porozmawiania, że wszedł tam prawie natychmiast. Początkowo wcale go nie słyszała bądź też udawała, że tak jest.

— Czy moglibyśmy porozmawiać? — zapytał nagle. — Na spokojnie.

Bardzo się go wystraszyła, ponieważ wcale się go tu nie spodziewała. Z zapytaniem przyjęła jego prośbę, ale jednak starała się brzmieć spokojnie.

— O czym chcesz ze mną pomówić? Myślałam, że wszystko jest już pomiędzy nami wyjaśnione.

— Nic nie jest pomiędzy nami wyjaśnione, Filu — odpowiedział dobitnie. — Chciałbym wiedzieć, co ci jest, naprawić to wszystko, nie wiem... Filu, powiedz mi, czy ktoś ci chce zrobić krzywdę?

"To ja ci zrobiłam krzywdę", chciała mu odpowiedzieć, ale prędko ugryzła się w język.

— Jest ze mną wszystko w porządku, nic mi nie jest. Nie musisz się o mnie martwić — rzuciła na szybko. Serce biło jej teraz jak oszalałe, gotowe wykrzyczeć mu prawdę, więc wolała zagłuszyć je jakimkolwiek słowem. Tak naprawdę nic nie było w porządku — poczynając od jej wariactwa, a kończąc na jej niemożliwym do odwzajemnienia uczuciu, jej życie było niczym innym, jak zwykłym pasmem nieszczęść.

pozytywka, czyli magnetyzm serca » lalkaWhere stories live. Discover now