Postludium:

195 12 6
                                    

Wraz z tym utworem, kończy się pewna epoka oraz pewien etap w moim życiu. Pisałam "Pozytywkę" przez połowę liceum i skończyłam ją akurat w trakcie trwania egzaminów maturalnych. Wszystko po to, aby zapomnieć i się odstresować (mam wrażenie, że je zepsułam).

Podsumowując, za ten czas napisałam aż 344 tysięcy słów, a tym samym 695 stron. Była to dla mnie idealna szkoła na przyszłość. Rozwinęłam swoje zdolności pisarskie, zaczęłam pisać o rzeczach, o których nigdy bym nie napisała, a dzięki temu odkryłam, że mogę wszystko — moja wyobraźnia jest nieskończona.

Była to najpiękniejsza przygoda miłosna, jaką napisałam, i cieszę się, że mogłam w niej uczestniczyć nie tylko duchowo, ale i fizycznie, bowiem tamta tajemnicza młoda pisarka to oczywiście ja. Chyba nie muszę tłumaczyć, kto jest milczącym pisarzem ;)

Pisałam tę książkę z przeświadczeniem, że chcę coś naprawić i uratować. Chciałam uratować bohaterów, którym kiedyś nie dano szczęścia, co było moim głównym, najważniejszym celem. Mimo że nie wszystkie postacie należą do mnie, cała ekipa jest mi jak rodzina. Po raz pierwszy udało mi się zrobić tak wyraziste i rozbudowane postacie, a także skonstruować tak zawiłą fabułę.

Zacznijmy jednak od samych początków. Pomysł przyszedł mi niedługo po przeczytaniu „Lalki", z którą w sumie niemiłosiernie się męczyłam. Dopiero po zakończeniu zrozumiałam, że jednak czegoś mi brakuje, a ja bardzo przyzwyczaiłam się do bohaterów. Na początku pojawiła się tylko niewielka wizja w głowie, przed którą bardzo się strzegłam. Kończyłam właśnie Stowarzyszenie i nie chciałam pisać jakichś lekturowych fanfików, z których i tak nic nie będzie. To jednak okazało się ode mnie silniejsze — jak chciałam o tym zapomnieć, to powracało i mnie do siebie wzywało. Podczas dojazdu busem do szkoły na lekcje wymyślałam całą fabułę do pierwszego tomu, nie myśląc o jeszcze za bardzo drugim. Skąd wiedziałam, że będą dwa? Chciałam bowiem, aby "Pozytywka" przypominała to wydanie, które ja czytałam. Nawet liczbę rozdziałów chciałam powtórzyć, ale teraz nie wiem, czy mi się udało. Już się pogubiłam.

Dopiero w trakcie trzeciej klasy wymyśliłam fabułę do drugiego tomu, choć nie powinnam tego robić. Wiedziałam, że czeka mnie matura, a ja jak na złość wymyśliłam całość w jeden dzień.

I właśnie tak to wszystko powstało.

Początkowo niczego nie planowałam, miała być to krótka historia na rozluźnienie, a tymczasem stała się ona ogromną powieścią o poszukiwaniu swojego własnego miejsca w świecie, szczęściu i naprawieniu ran z dzieciństwa. Podejrzewam, że Prus widząc moje dokonania, szykuje na mnie patelnię z rozgrzanym olejem. Teraz już nie mogę spojrzeć normalnie na jego twarz w moim repetytorium do historii, ukradłam mu w końcu postacie, które starałam się jak najlepiej przestawić. Najgorzej było z Wokulskim, ale jak tylko opiłam go w Paryżu, nagle ruszyło.

Na pewno czeka mnie dużo popraw. Wiem dobrze, że niektóre zdania są przesadzone i że teraz inaczej bym je zbudowała. Mam też inną wizję na kilka rozdziałów. Pragnęłabym to kiedyś wydać, ale najpierw wolę się ustawić w świecie literackim, a nie zaczynać od skandalów. W pewnym sensie moja przygoda na Wattpadzie właśnie dobiegła końca. Teraz już mogę pisać po cichu te powieści, które będę chciała wydać, ale na pewno kiedyś pochwalę się Wam moim następnym dokonaniem.

Pamiętajcie, Teofila is an icon.

Pozdrawiam,

Aleksandra

pozytywka, czyli magnetyzm serca » lalkaWhere stories live. Discover now