X. Bogowie Warszawy

311 21 78
                                    

dla Stanislaw_Wokulski

Nie od dziś wiadomo, że każda szanująca się panna w wysokim stanie nie powinna upijać się w towarzystwie — nawet jeśli jest to towarzystwo stricte męskie, w którym to dama chce panom zaimponować i pochwalić się jak największą ilością wypitych win.

Tak było i w tym przypadku, a panna Teofila — zdecydowanie po raz pierwszy w życiu — mogła przyznać matce rację. Sama dobrze nie wiedziała, co ją zbudziło, ale gdy tylko otworzyła oczy oraz kilka razy nimi zamrugała, poczuła ujmujący ból w głowie, że nie mogła nawet myśleć, a co dopiero się ruszyć. Miejsce, w którym się znajdowała, wyglądało wprost jak istne pobojowisko. Bolał ją dosłownie każdy skrawek ciała, jej suknia była wyjątkowo pomięta i — co gorsza — w jej pasie, w iście frywolnym geście znajdowała się ręka Suzina, a wokoło walało się pełno wypitych do cna win. Jagodzińska była jednak na tyle zmęczona i schorowana, że nawet nie zwróciła na to uwagi, a ją samą niewiele też obchodziło. Mogła już tak leżeć w tym sklepie — byle tylko głowa przestała ją już boleć, bo nie mogła przez to logicznie myśleć. W sumie, nawet nie wiedziała, co się wczoraj wydarzyło.

Wpatrzona w sufit próbowała sobie coś przypomnieć, ale czynność ta okazała się niemożliwa. Była ich wczoraj trójka — na pewno — ale kto był tym trzecim? Nie wiedziała.

Leżała jeszcze jakiś czas, próbując się oswoić z tym niecodziennym stanem, jakim było bezsprzecznie to wczorajsze pijaństwo, i myśląc też o tym dziwnym człowieku, za nic w świecie nie mogła sobie przypomnieć jego nazwiska. Niby widziała go w swych myślach, w swych wyobrażeniach, widziała jego twarz i wraz stwierdziła, że bardzo jej się ta twarz podoba. Jest taka majestatyczna i dostojna, ale zarazem przerażająca. Nigdy nie spotkała człowieka o takim spojrzeniu, skrytym w mroku i tajemniczym, a zarazem swoiście pociągającym. Aż jej się gorąco zrobiło, a ból w skroniach podejrzanie złagodniał, więc niewiele myśląc podniosła się z lekka, ale zaraz potem zachwiała się, a ujmujący ból w czaszce powrócił ze zdwojoną siłą, że aż musiała chwycić się za głowę, aby nie upaść. Zdezorientowana rozejrzała się po sklepie, a dłoń Suzina w tym samym momencie opadała znacznie niżej niż znajdować się powinna, ale oczywiście nie odczuwała tego i tym bardziej nic też nie widziała, mając oczy zupełnie zamglone.

Nagle coś ją oświeciło. Bynajmniej nie było to żadne światło, a pewna myśl jedynie, jakaś wskazówka.

— Kurka wodna, jak nazywał się ten lowelas? — zapytała samą siebie i choć zrobiła to dość cicho, jej słowa niezwykle zadudniły jej w głowie. Niczym dzwon, który za każdym razem powtarzał ten sam wers. Bała się, że zaraz zwymiotuje, ale nie zrobiła tego, a jedynie upadła na podłogę. Ręka Suzina w tym momencie zsunęła się z jej ciała całkowicie i opadła niedaleko, ciężka i bezwładna.

Znów leżała jakiś czas i milczała, próbując przypomnieć sobie wszystko. Wpatrzona w sufit, badała w myślach cały wczorajszy dzień, począwszy od poranka, spotkania z kuzynkiem Leopoldem, aż w końcu kończąc na nim, na tym dziwnym mężczyźnie, który kiedyś kochał, ale jego kochanie zostało bezsprzecznie odtrącone. Mało co z tego pamiętała, raczej niewiele i majacząc tak, wiele faktów pomyliła, ale już wiedziała.

— Wokulski! — wykrzyknęła przerażona, z nagła wstając. Głowa zaczęła boleć ją przeokropne, jakby jej ktoś co najmniej dziurę w głowie łatał młotem, ale siedziała, na ziemi, w pobliżu śpiącego Suzina i wypitych win, wszystkim przerażona.

— Pani?

Dziwaczna mgła sprzed oczu nie zniknęła, wręcz się wzmogła, więc nie mogła nic zobaczyć. Wiedziała, że coś usłyszała, ale była zbyt ogłuszona, aby wyciągnąć z tego jakieś konkretne informacje. Szczerze, nic nie rozumiała, nawet jeśli było to tylko jedno krótkie, mało znaczące zawołanie.

pozytywka, czyli magnetyzm serca » lalkaWhere stories live. Discover now