III. A w Krakowie afera

535 39 104
                                    

Następnego dnia pani Regina Jagodzińska obudziła się jakoś dziwnie strapiona. Początkowo wcale nie wychodziła z łoża, ciągle marudziła o czymś pod nosem i tym także obudziła Mikołaja, a jemu — jak można się oczywiście domyślić — wcale się to nie spodobało.

Kobieta czuła, że zaraz zemdleje, a trwałe wspomnienia ze wczorajszego dnia nadal dawały o sobie znać. Uznała więc, że to idealny moment, aby zastosować sole trzeźwiące, choć sama w sobie i tak używała ich dość często.

— Reginko, nie przesadzasz przypadkiem z tymi lekami? — zapytał ją mąż z uśmiechem. Szczerze, żona go czasem bawiła.

Kobieta oburzona odstawiła szklaną buteleczkę i poprawiła czepek na głowie.

— Ja? Na miłość boską, Mikołaju, ja przesadzam? Doprawdy, cieszę się, że ty jesteś taki krzepki i wytrwały po tym, co stało się wczoraj, ale ja, mój drogi, niestety taka nie jestem! — Tu zabawnie skrzyżowała ręce na piersiach i siedziała taka naburmuszona, a wszystko to wyglądało co najmniej komicznie.

— Moja droga, nie zadręczaj się proszę Teofilą, bo dziewczę to jest niezwykle głupie i niepoważne, a ty nie zasługujesz na to, najdroższa.

— Proszę cię! Ona ma już trzydzieści cztery lata! — zawołała kobieta niezwykle piskliwym głosem. — A co ona mi wczoraj powiedziała, Mikołaju, o! nie uwierzysz! Otóż, Teofilka jaśnie dała mi do zrozumienia, że wcale by się nie obraziła, gdybyś zeswatał ją z jakimś marnym kupcem! Taki wstyd, taki wstyd w rodzinie... Hańba! Nie uważasz, że ona się stacza?

— Skoro Teofila ma ambitne plany dotyczące założenia sklepu...

— Nie kończ! To nie są żadne ambitne plany, to jest jakiś żart! Ja jej te marzenia zaraz z głowy wybiję, jak tylko wstanie, zresztą, ona już pewnie wstała! Ach, i co my jeszcze zrobimy z tym nieszczęsnym listem? — westchnęła zniechęcona, wycierając twarz. — Kto by pomyślał, stara Bronia Kawecka wspomni sobie naszą familiję i przepisze wszystko naszej głupiej córce! No, kto? A Gryzeldzi mogła... Mogła! O mój Boże, ależ mi duszno!

— Reginko, czy wszystko dobrze?

— Nic nie jest dobrze — odpowiedziała twardo pani Jagodzińska. Mikołaj postanowił się już więcej nie odzywać. Jej to natomiast odpowiadało.

Staruszka westchnęła głośno, po czym sięgnęła po swoją słynną już w całej rodzinie chusteczkę z różanym wzorem. Teraz mogła się w nią w najlepsze wtulić i wypłakać swoje nieszczęścia. Cała ta sytuacja powoli ją wykańczała, ba! uważała, że Teofila z tym całym swoim bezczelnym zachowaniem sprowadzi na nich wszystkich najgorsze plagi krakowskie, a jedną z nich była bezsprzecznie zepsuta reputacja. Problem był jednak w tym, że najstarsza latorośl z rodu Jagodzińskich w ogóle się tym nie przejmowała. Dobra reputacja dla niej nie istniała. A biedna pani Regina już planowała jej ślub z markizem Starzyńskim!

Niewiele myśląc, pani Jagodzińska ostatni raz spojrzała na podciągającego nosem męża, wstała z łoża, opatuliła się delikatnym szlafroczkiem i wyszła z pomieszczenia wielce zafrasowana. Tego dnia miała w zamiarze wzbudzić w swej córce najgorsze w świecie wyrzuty sumienia, chciała sprawić, że Teofila nareszcie zrozumie, że jest głupia i jedyne, co może ją przed tą głupotą uratować, jest bezwzględne poddanie się woli rodziców. Sklepów jej się zachciało! I świat ratować! O mój Boże, co za córka!

Jednym zdaniem, było aż tak źle, że pani Jagodzińska wcale by się nie zdziwiła, gdyby miała podać do ogólnej wiadomości, że jej córka nie jest w pełni sprawna umysłowo.

Wchodząc jednak do salonu, przeżyła niemałe zaskoczenie. Anielka biegała już po całym mieszkaniu i pomagała Marcie w śniadaniu dla państwa, ale Teofila jeszcze nie wstała. Kobieta bowiem od dawien dawna przywykła do tego, że jej własna rodzona córka, znana w całym mieście awanturnica i skandalistka, Teofila Jagodzińska, wstawała jako pierwsza i już czytała. Tu, w tym oto salonie. Tym razem jednak tak się nie stało. Początkowo bardzo to ją zdziwiło, później zaś stwierdziła, że Teofila zapewne rozpacza po wczorajszym i bardzo prawdopodobne, że się nie wyspała. I tą też myślą się zadowoliła.

pozytywka, czyli magnetyzm serca » lalkaWhere stories live. Discover now