XV. Pozytywka 1.2

194 20 65
                                    

dla wecias

— Suzin, cholera jasna! Czy możesz choć raz przestać głupio gadać? 

Jak można śmiało zauważyć, atmosfera w sklepie nie dopisywała. Panna Teofila Jagodzińska była zła nie od dziś, przynajmniej od dnia po spotkaniu z jej niedoszłym mężem, i teraz truła wszystkim życie, nawet klientom. Gdzieś od rana próbowała skupić się na rachunkach i ze zdenerwowania aż gryzła pióro, bo to było wprost nie do pomyślenia, aby ona ciągle się w tych liczbach myliła! A Suzin jeszcze trajkotał jej o czymś wesoło, pożal się Boże, jak jakaś kiepska katarynka! 

Nie mogła nic na to poradzić, że tak się zachowywała. Spotkanie z panem Janczewskim wpłynęło na nią stosunkowo źle — nie mogła spać i obwiniała się o to, że doprowadziła mężczyznę do zniszczenia. Jak mogła pogodzić się z tym, że wzbudziła w nim pożądanie i fascynację, skoro nie zwykła nawet tego robić? Nie uważała się za kobietę, która byłaby w stanie obudzić w mężczyźnie takie odczucia i poniekąd zastanawiała się, czy Janczewski nie stał się przypadkiem ofiarą jakiegoś szaleństwa? Sama nie wiedziała, jak to ująć. Przecie ona w mężczyźnie szaleństwa wytworzyć nie jest nawet zdolna, a co dopiero nim poprowadzić! A może rzeczywiście była do takich rzeczy zdolna, tylko o tym nie wiedziała? Masz ci los! Nigdy jakoś szczególnie nie interesowała się światkiem mężczyzn i nie dbała o ich atencję, a tu tymczasem, jak na złość, ona złamała mężczyźnie serce! 

Co najgorsze, jak miała powiedzieć Wokulskiemu, że Janczewski chce się z nim rozprawić, bo nie może pogodzić się z tym, że ten niby się do niej zaleca? Co za głupota! Po tym wszystkim, co się stało, wątpiła, aby Wokulski w ogóle związał się z kimś na stałe, a tym bardziej z taką kobietą jak ona, mimo iż większa cześć Warszawy już ich swatała, na czele z Suzinem oczywiście. Traktowała Stacha jak przyjaciela — tylko i wyłącznie — i dalej mówiła mu na "pan".  Inna relacja w tym względzie nie wchodziła w grę. 

— Teofilo Nikołajewna! Mówię coś do ciebie! 

Zlękła się, gdy zobaczyła, że ma przed sobą Suzina. Pióro wypadło jej z ręki i w miejscu, w którym akurat dokonywała ostatnich obliczeń, wystąpił spory kleks. Aż zaklęła. Suzin zaczął się z niej śmiać, a ją nabrała jeszcze większa złość. 

— Co cię tak cieszy, co? — zapytała urażona. 

— Ty, Teofilciu. Taka dama jak ty nie powinna tak okropnie kląć, a nie ukrywam, od ostatnich dni zdarza ci się to niezwykle często, prawda, Stanisławie Piotrowiczu? 

Wokulski nie odpowiedział, tylko wniósł rękę na znak poddania, a Teofila szczerze mu za to w myślach podziękowała. Znów spojrzała na swoje obliczenia, teraz okropnie rozmazane i, jak zwykła robić to w ostatnich dniach, ponownie za wszystko obwiniła Suzina. 

— Patrz! — wskazała uszczypliwie, pokazując mu na pomazane cyferki na marginesie. — To wszystko twoja wina! 

Suzin prychnął z widocznym zniechęceniem, gdy ta zaczęła go w najlepsze obrażać i wymyślała coraz to gorsze słowa. Klęła jak zwykła chłopka, jak pijak, i gdyby mamusia ją teraz słyszała, trumna byłaby murowana! 

Suzin postanowił jej przerwać. Już miał dość tego biadolenia, a, co gorsze, Wokulski nawet nie chciał mu w niczym pomóc. 

— Wiesz, co ci powiem? Nie wiedziałem, że takie wiedźmy jak ty krwawią tak długo! 

Teofila natychmiast spąsowiała, patrząc coś niecoś w Wokulskiego, ale jak zauważyła, ta gadanina nawet go nie rozśmieszyła i, co najlepsze, nie przeraziła.

pozytywka, czyli magnetyzm serca » lalkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz