XVI. Spisek Krakusów

187 20 53
                                    

— Mikołaju, już maj, a Teofilka nadal nie wraca...

W Krakowie jak na razie nic się nie zmieniło. Stosunkowa niepewność, która opanowała mieszkanie Jagodzińskich zaraz po zaginięciu najstarszej córki, stała się już na tyle codzienna, że aż nudna, a biedna Regina nadal nie ustawała przy tym, aby suszyć o to mężowi głowę.

Młodsza córka również nie wykazywała się zbytnim rozsądkiem. Gryzelda była zdania, że Teosia zdecydowanie musiała uciec do Królestwa i odebrać majątek ciotki, bo to wydawało jej się wprost niemożliwe, żeby jej kochana siostrunia aż tyle czasu dobrze sobie radziła. Prawda była jednak taka, że Gryzia po prostu była o siostrę zazdrosna, a raczej o jej pieniądze, i gdzie tylko mogła, wylewała swoje żale na Teofilę i głupotę ciotki Broni, która zapewne musiała być tak samo głupia jak swoja bratanica. Mikołaj słuchał tych narzekań jedynie ze znużeniem, sam już dobrze nie wiedząc, gdzie podziała się jego starsza córka. Nie ukrywał, teoria, którą podała im pani Miałkowska, dość śmieszna w swym względzie, wydawała mu się nadzwyczaj bezpieczna. Dla niego to nawet lepiej, gdyby Teosia rzeczywiście uciekła z jakimś kochankiem za granicę, bo wtedy miałby już z głowy jej wszystkie szaleństwa towarzyskie i trudną kwestię jej zamążpójścia. Oczywiście, nie mówił o tym Reginie, bo wiedział, że gdyby ta tylko to usłyszała, nie skończyłoby się to wystarczająco dobrze.

Regina od zawsze chciała dobrze wydać Teosię za mąż. Z roku na rok jednak dorastające dziewczę, a później już dorosła kobieta, odrzucała coraz to lepsze partie i później musieli tylko oczami w towarzystwie i kościele świecić. Teofila zdolna była tylko mezalians zrobić, z byle chłopem nawet — to wiedzieli doskonale, oboje, mąż i żona, ale żadne z nich nie chciało mówić o tym na głos.

Powstała nawet specjalna Śledcza Komisja Sąsiedzka, w skrócie ŚKS, która została utworzona z inicjatywy państwa Nowosielskich i jak ustaliła część męska, zbierała się ona co środę i piątek w mieszkaniu państwa Jagodzińskich właśnie, gdzie dokładniej omawiano całą sprawę, badano każdą, choć najmniejszą poszlakę i przesłuchiwano innych mieszkańców Krakowa, którzy niby zdawali się coś wiedzieć. Raz przesłuchano nawet jakąś starą Cygankę, która umiała wróżyć i zdawała się przepowiadać przyszłość. Wezwała ją stara Basia Tarłowska oraz pani Miałkowska i ile krzyków o to było, to aż zliczyć nie można!

Ostatecznie Regina zgodziła się na wszystko. Noc była ciemna, gdy zaprowadzili starą czarnuchę do salonu i gorączkowo wyczekiwali na wszelkie informacje, a starucha wówczas rozstawiała tarota.

Regina przeżegnała się i czekała na najgorsze, ale nagle starucha zastygła i wystrzeliła ręką w górę, zupełnie jakby coś zobaczyła.

— Kupiec, lat około pięćdziesiąt, romantyk, po przejściach... — recytowała baba, a Regina aż złapała się za głowę. Najlepsza to była Miałkowska, która tylko zacierała z zadowolenia ręce. Wyglądała wówczas jak wiedźma, nie lepiej niż ta Cyganka, w czarnej szacie jak na żałobę i z triumfującym uśmiechem.

Pani Jagodzińska była wstrząśnięta.

— Na pewno?! Może się pani pomyliła? — zapytała przestraszona, z wyraźnym drgnięciem ust. Aż musiała złapać Mikołaja za rękę.

Cyganka spojrzała na nią wilkiem. Oczy jej się zaświeciły i syknęła jak kot.

— Ja się nigdy nie mylę, pani Jagodzińska — zaskrzeczała, a Miałkowska tylko się zaśmiała.

— Coś jeszcze?

— Jeszcze nawet nie wyczytałam kart. Chce się pani wszystkiego dowiedzieć czy jest na to pani zbyt przerażona?

pozytywka, czyli magnetyzm serca » lalkaWhere stories live. Discover now