VII. Pierwsze wrażenia

341 24 94
                                    

dla mania2610

Nadeszły święta wielkanocne i panna Teofila Jagodzińska po raz pierwszy w życiu musiała spędzić je sama. Do rodziców jechać nie chciała — z wiadomych wszakże względów — i pozostało jej jedynie nudzić się niemiłosiernie. Co najgorsze, prace nad remontem sklepu musiały zostać jak na razie wstrzymane. Okropnie tęskniła też za Suzinem, jak za nikim jeszcze, co i tak nie zmienia faktu, że była na niego cholernie zła. Nie rozumiała, dlaczego ten nie wraca jeszcze z Paryża i stąd też, jak widać, nie były to zbyt trafione święta.

W tych zmaganiach i tęsknocie towarzyszyła jej jednak pani Lipska, z którą jakiś czas temu panna Teofila zdążyła już się pogodzić. Zrobiła to oczywiście sama. Przyszła do niej i ładnie ją za poprzednie swe zachowania przeprosiła, co stara przyjęła, ale z dystansem, dalej myśląc, że Jagodzińska to jedynie zwykła dama do towarzystwa. Myślą nawet była, że jest to dopiero początek, jak ona zacznie jeszcze innych mężczyzn do siebie spraszać!

Niestety, podczas tych wizyt panna Teofila Jagodzińska czuła tylko i wyłącznie okropne znużenie. Ba, była nawet w stanie sądzić, że Suzin ją oszukał, uwodząc ją na te wszystkie słodkie i pochlebne słowa, a potem zwiał z jej częścią pieniędzy i zapomniał o tęskliwym serduszku panny Jagodzińskiej, która już co najmniej od Wielkiej Soboty wyglądała za nim przez okno i majaczyła się do granic możliwości całkowicie wynudzona.

A Lipska tylko wzruszała na to ramionami, bo Suzin jakoś raczej nie przypadł jej do gustu, a już bardziej podpadł — przez te swoje śpiewanie o Napoleonie.

— Panno Jagodzińska, niech pani tak nie rozpacza! Mnie ten pani Suzin już od początku się nie podobał... Zwykły spirytus movens, jak Boga kocham!

Jagodzińska chodziła tu i tam, ciągle bacząc w okno, zastanawiając się czy nie przyjdzie jej jednak ujrzeć gdzieś jej nowego przyjaciela — machającego do niej i, oczywiście, z winem w ręce.

— Droga pani, ależ jakże ja mam się tym nie przejmować? To przecie mój przyszły wspólnik, a ja w zaufaniu powierzyłam mu moje pieniądze! — Tu panna Teofila odwróciła się od okna i załamała ręce.

Lipska tymczasem cmoknęła zadowolona.

— Ładną ma pani tę nową kiecunię, ładną! Piękniusia!

Jagodzińska tylko westchnęła zniechęcona. W momencie, gdy ona tu tak strasznie cierpiała i wbrew pozorom martwiła się też o Suzina, tamta oczywiście obróciła wszystko w żart i ważniejsza okazała się być dla niej jej nowa suknia niż jej aktualnie problemy biznesowe.

W każdym bądź razie, jeśli uprzeć się bardziej przy pani Klotyldzie, panna Jagodzińska tuż przed świętami sprawiła sobie nową toaletę i znacznie opatrzyła swoje mieszkanie, więc Suzin już nie będzie musiał upominać jej o nieposiadanie czegoś. No właśnie. Suzin. Każda myśl o nim wydawała jej się bodaj coraz bardziej dziwniejsza.

Znów przeszła się podenerwowana po salonie, a Lipska w tym czasie w większym stopniu mogła pochwalić jej suknię. Suknia ta była bowiem w całkowicie odmiennym kolorze niż cała jej dotychczasowa garderoba. Jasny beż opinał jej smukłe, ładne ciało, a zdobione, pomarszczone rękawy dodawały jej tylko uroku, choć Jagodzińska była wprost przekonana, że w tych kolorach jest jeszcze bardziej narażona na widoczność. Lipska była zaś innego zdania. Teofila wyglądała ładnie, można nawet powiedzieć, że bardzo ładnie, a jej ogromny kapelusz w podobnym, lecz ciemniejszym kolorze również prezentował się dość ciekawie, a wręcz dopełniał tej stylizacji i nie odstraszał innych warszawiaków, jak to panna Jagodzińska miała już w zwyczaju zrobić.

pozytywka, czyli magnetyzm serca » lalkaWhere stories live. Discover now