Wpis 17

676 27 4
                                    

02.06 Niedziela

Dzisiaj nadszedł dzień, którego obawiałam się bardziej, niż sprawdzianu z matematyki. No dobra przesadziłam, niczego nie boje się tak jak matematyki. Tak czy siak, ze zgrozą wyczekiwałam godziny, o której miał przyjść korepetytor z angielskiego.

Miałam ochotę ukatrupić mamę za to, że do niego zadzwoniła. Przez cały dzień nie mogłam się na niczym skupić. Obmyśliłam nawet plan, żeby naściemniać, że korepetytor okazał się być wredny, przez co niczego się nie nauczyłam.

O osiemnastej okazało się, że nie musiałam zmyślać.

Leżałam rozwalona na kanapie, czytając książkę o wampirzycy żyjącej podczas pierwszej wojny światowej, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Moje zrezygnowanie rozeszło się po całym salonie i niechętnie wywlekłam się na nogi, podchodząc do drzwi wejściowych. Otworzyłam je i instynktownie natychmiast zamknęłam je z powrotem, widząc stojącego na korytarzu Szymańskiego.

Walnęłam się w ten głupi łep i szybko otworzyłam drzwi z powrotem, napotykając jego poirytowane spojrzenie.

- Co pan tu robi? - zaśmiałam się przepraszająco.

Gdy okazało się, że to on będzie mnie uczył, Szymański czuł się prawdopodobnie tak samo oszukany przez los co ja.

Z kuchni wyszła mama i zaskoczona przywitała go z takim entuzjazmem, jak gdyby stał przed nią sam papież.

- Jak to możliwe, że nie poznałam pana głosu przez telefon? - pozbyła się w pośpiechu brudnego od sosu fartucha - Zrobić kawę?

- Nie trzeba, dziękuję. - miałam wrażenie, że Szymański zaraz wyskoczy przez okno, byleby stąd uciec.

Czy to się działo naprawdę...?

Zaprowadziłam go do mojego pokoju i wydawało mi się, że analizuje krytycznym spojrzeniem wszystkie pluszaki leżące na łóżku. Usiedliśmy na dywanie przy stoliku i niechętnie wyjęłam z plecaka podręcznik do angielskiego, nie odrywając wzroku od niezadowolonego Szymańskiego.

W końcu i on wyciągnął jakiś zeszyt ze swoimi notatkami.

- Z którymi rozdziałami masz największy problem?

- Ze wszystkimi.

Zapadła cisza.

Mogłam jednak udawać, że umiem chociaż minimum tego co tłumaczy nam w szkole.

Szymański postanowił przerobić ze mną wszystkie działy od początku drugiej klasy, więc natychmiast dostałam skrętu kiszek.

Na szczęście zaczęliśmy od czegoś prostego, ale z każdą kolejną minutą, coraz mniej rozumiałam o czym on w ogóle do mnie mówi.

To była tylko godzina, a wlekła się jak trzy. Kiedy dobrnęliśmy dopiero do końca podstaw, uderzyłam czołem o stół, mając dość.

Szymański zostawił mi swój numer telefonu, po czym pozbierał swoje rzeczy.

- Nie wiem czy twoja mama ci mówiła. Będę przychodził w środy, piątki i niedziele.

- Aha. - tylko na taką odpowiedź było stać mój zrozpaczony mózg. Tak jakbym w szkole za mało oglądała jego facjatę.

Odprowadziłam go do wyjścia i kiedy tylko zamknęłam drzwi, wkroczyłam do kuchni, ogłaszając natychmiastowy strajk i wszelkie możliwe sprzeciwy.

Jutro o 18 pojawi się nowy rozdział < :

Poranek o zapachu waty cukrowejHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin