26.05 Niedziela
Obudziłam się ze strasznym bólem głowy i myślałam, że zwrócę na dywan wszystko, co wczoraj wypiłam. Jedyną rzeczą, jaką chciałam zrobić, było wrócenie do spania, ale do mojego pokoju weszła mama.
- Ubieraj się, zaraz wychodzimy. - zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
- Jak to...?
Główkowałam chwilę, aż w końcu sobie przypomniałam. Pan Bartek i pani Justyna zaprosili nas na grilla.
Przeczołgałam się z łóżka na podłogę i tak bardzo nie miałam siły, żeby wstać. W końcu jednak musiałam, bo inaczej mama zaciągnęłaby mnie do szafy za nogi.
Poszłam wziąć prysznic, a Budyń śledził każdy mój krok. Miauczał zrozpaczony, więc wrzuciłam mu do miski trochę karmy. On, zamiast ją zjeść, położył się i rozrzucił całą po dywanie, zaczynając się w niej tarzać.
Za nim wyjechaliśmy, poszłam jeszcze do swojego pokoju i wyciągnęłam z szafy prezent. Dziś dzień mamy, więc zakradłam się do niej i rzuciłam się na nią z górą słodyczy.
- To wszystko dla mnie??
Znając ją, zje wszystko do jutra.
________________________
Zatrzymaliśmy samochód przed piętrowym domem.
Jeszcze nie dawno tata pomagał przy jego budowie, a teraz stał skończony. Aż nie mogłam się napatrzeć.
Poszliśmy na tył ogrodu i gdzieniegdzie leżały nadal rzeczy pozostawione po budowie.
Zza drzwi balkonowych wybiegł Maks, ogromny owczarek niemiecki i od razu rzucił się na mnie z jęzorem, przewracając mnie na trawę.
- Maksio, udusisz mnie! - zaczęłam się śmiać, usiłując go odsunąć.
- Chodźcie na taras. - zawołał do nas pan Bartek.
- Cześć! - przywitał nas uśmiech pani Justyny, jego narzeczonej.
Usiedliśmy wszyscy przy stole.
Dziwnie było odwiedzić ich w końcu gdzieś indziej, niż w małym mieszkaniu, w którym gnietli się przez kilka lat.
Na grillu piekły się szaszłyki i kiełbaski. Dopiero wtedy poczułam, jaka byłam głodna.
Nalałam sobie soku i w tym samym momencie siedząca obok mnie pani Justyna zaczęła tuptać podekscytowana nogami, jakby nie mogła wytrzymać z powiedzeniem czegoś.
- Soczku? - przystawiłam do niej karton.
- Nie o to chodzi - pomachała głową, przez co jasne kosmyki włosów znalazły się na całej jej twarzy - Ściągnęliśmy was tu, żeby ogłosić nowinę!
- Nowinę?
Pan Bartek zaczął mówić, ale pani Justyna prędko go uciszyła.
- Nie nie nie, ja im powiem.
- Dobrze dobrze. - zaśmiał się.
Zerknęliśmy na siebie z rodzicami, nie wiedząc o co chodzi.
- Będziemy mieć dziecko.
Nasza trójka automatycznie skierowała oczy na panią Justynę, a nasze brwi dotarły niemal do kosmosu.
- Coo?? O rany, ale super! - zerwałam się z krzesła i chwyciłam panią Justynę z panem Bartkiem za ręce, robiąc z nimi piruety.
Już wyobrażałam sobie tego małego bobosia, którego będę mogła tulić do woli.
- Przecież twoja mama zemdleje ze szczęścia. Truje ci tyłek o wnukach od ponad roku - mama zaczęła się śmiać i też ją wyściskała – Ale się cieszę, gratulacje.
![](https://img.wattpad.com/cover/219116227-288-k689154.jpg)
YOU ARE READING
Poranek o zapachu waty cukrowej
RomanceJest połowa maja. Druga klasa liceum wyjeżdża na upragnioną wycieczkę nad morze. Entuzjazm jednej z uczennic szybko odlatuje jednak w dal, gdy przez brak miejsc w autokarze, zmuszona jest siedzieć ze znienawidzonym nauczycielem angielskiego. Gdy do...