Wpis 38

655 33 2
                                    

23.06 Niedziela

- Oglądaj ciszej, bo nie mogę się skupić na krzyżówce. - zawołała mama siedząca na balkonie.

Odcinek Penelopy się skończył, więc przeczołgałam się pod regał z książkami i spojrzałam na zegar. Było kilka minut po czternastej. Tata powinien wrócić z firmy już ponad pół godziny temu. Wstałam i poszłam do kuchni nalać sobie soku i przy okazji zajrzałam do gotujących się ziemniaków. Wtedy usłyszałam, jak drzwi wejściowe się otwierają, więc pobiegłam szybko z powrotem. Chwyciłam pudełko owinięte kolorowym papierem i rozłożyłam się na podłodze. Kiedy tata wszedł do mieszkania, uniósł wysoko brwi, mało co się o mnie nie potykając.

- Wszystkiego najlepszego z okazji dnia taty! - wywrzeszczałam życzenia i wystawiłam prezent ponad głowę.

Tata zaśmiał się i go wziął. Usiadłam, wyczekując, aż go odpakuje. W środku była jego ulubiona kawa i kapcie, o których ględził od miesiąca, ale wiecznie nie miał czasu jechać na zakupy.

- Dziękuję córciu. - ucałował mnie zachwycony, jakbym co najmniej wręczyła mu worek diamentów.

- Widziałaś co dostałem? - poszedł pochwalić się mamie.

- W końcu nie będziesz chodził na bosaka po świeżo umytej podłodze.

Usiedliśmy w kuchni do obiadu i obgadaliśmy dzisiejszy plan działania. Najpierw jechaliśmy do dziadków, a wieczorem na jakiś kościelny jarmark, o którym powiedział nam pan Bartek. W wakacje było w naszym mieście i okolicach kilka imprez, więc umówiliśmy się z nim i panią Justyną, że będziemy jeździć na tyle ile zdołamy. No i skoro Szymański się z nimi przyjaźni, to pewnie też się z nami zabierze. Do tego dochodzą jeszcze korki, jezioro i wesele. Czy to znaczy, że spędzę z nim połowę swoich wakacji?

Na zewnątrz było duszno jak w saunie, więc ubrałam białą sukienkę w stokrotki, o którą mama walczyła z tłumem nastolatek podczas promocji. To się nazywa matczyne poświęcenie. W samochodzie było jeszcze goręcej i żałowałam, że nie spięłam włosów choćby w kucyk. Zbliżały się do nas ciemne chmury i mimo, że na każdym kanale informacyjnym zapowiadali burze, miałam wielką nadzieję, że się jeszcze rozpogodzi.

Do dziadków jechało się około pół godziny. Tata zaparkował przed bramą piętrowego domu i przy drzwiach czekała już na nas babcia. Wyszłam z samochodu i pobiegłam ją wyściskać.

- Hej, babciu.

- Cześć, kochanie. - przytuliła mnie.

Zaraz pod moimi nogami znalazły się dwie rude kotki, Halina i Helena. Wycałowałam je i obok nas pojawili się rodzice, witając się z babcią. Wzięłam je obie na ręce i poleciałam do środka. Przeszłam przez korytarz i weszłam do salonu, rozglądając się za dziadkiem. Drzwi na taras były otwarte, więc wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam, że podlewa róże w ogrodzie. Podbiegłam do niego i ten od razu mnie przytulił, przez co jedna z kotek na moich rękach, wskoczyła mu na ramię. Weszliśmy do środka, więc tata złożył mu życzenia i wręczył prezent. To był ulubiony kufel dziadka, który dostał dwa lata temu na urodziny, ale niestety niechcący go robił. Tacie jakimś cudem udało się znaleźć na internecie taki sam. Dziadek tak się ucieszył, że aż poszedł do lodówki po piwo, musząc natychmiast go wypróbować.

- Jak tam w szkole, masz dobre oceny? A jak ma się Magda? I czy ten nauczyciel z angielskiego nadal jest taki wredny? - babcia zaczęła mnie wypytywać, gdy tylko usiedliśmy.

Opowiedziałam jej o wszystkim oprócz o Szymańskim, bo nie miałam pojęcia co powinnam powiedzieć. A bo wiesz babciu, w sumie to on jest spoko, a do tego nosi mnie na barana, kiedy wykrwawia mi się stopa, ratuje mnie i przytula o trzeciej w nocy, gdy stalker z imprezy mnie napada i pokazuje mi alpaki w środku lasu. A, no i zapomniałam wspomnieć, że kiedy tylko na mnie patrzy, nie wiadomo czemu moje serce wali jak sąsiad w nasze ściany, gdy za głośno emocjonuje się przy serialu i do tego, kiedy zbliża się do niego pewna urocza, niczym setka jadowitych pająków, nauczycielka, mam ochotę dźgnąć ją widelcem w kolano. Ta...

Poranek o zapachu waty cukrowejDonde viven las historias. Descúbrelo ahora