Wpis 18

692 22 1
                                    

03.06 Poniedziałek

Wstałam dzisiaj nieco wcześniej i zamiast jechać z rodzicami, ubrałam na nogi wrotki.

- Jesteś pewna, że nie chcesz jechać z nami? - tata ubrał buty – I tak jedziemy do firmy.

- Jestem jestem,

- A co jeśli znów wpadniesz na tego mężczyznę? - mama szykowała się przed lustrem.

- Przestań, bo znów będę oglądać się za siebie co minutę.

Mama odeszła od lustra i mi się przyjrzała.

- Po prostu uważaj na siebie.

Włożyłam do uszu słuchawki i pośmigałam do szkoły, delektując się rześkim porannym powietrzem.

Przed wejściem spotkałam Magdę, więc razem weszłyśmy do środka.

- Skąd masz wrotki?

- Dostałam na dzień dziecka.

Ruszyłyśmy do szatni, ale zatrzymałam się w połowie drogi, wrzeszcząc załamana na cały głos. Zapomniałam zabrać ze sobą buty!!

Magda poszła pod swoją klasę, a ja szłam na sam koniec korytarza na drugim piętrze, gdzie za moment miała zacząć się matematyka.

Minął mnie Szymański, który po spojrzeniu na moje stopy w samych skarpetkach, pomachał głową i minął mnie bez słowa. Starałam się zachować kamienną twarz, ale i tak moje policzki zrobiły się nieco czerwone.

Cała klasa zaczęła wypytywać mnie, gdzie mam buty, ale miałam już dość opowiadania każdemu z osobna tej samej historii.

- Wymieniłam się nimi w ciemnej uliczce za paczkę żelek. - wepchnęłam sobie kilka z nich do buzi i wszyscy dali mi spokój.

Pani Mazur przez całą matematykę opowiadała nam o kocie, którego znalazła wczoraj na spacerze. Nikogo kompletnie to nie interesowało, ale wszyscy i tak dopytywali ją o szczegóły, byle by tylko lekcja minęła na jej opowieściach, a nie na pytaniu na ocenę pod tablicą.

Ja z kolei wciągnęłam się w tę opowieść i słuchałam jej z przejęciem.

Na polski jak się okazało trzeba było przeczytać lekturę, o czym nie miałam zielonego pojęcia. Kiedy więc nauczycielka zapytała mnie o jej streszczenie, zaczęłam improwizować, znając jedynie imiona głównych bohaterów.

- Bardzo dobrze Karolczak, plusik.

Usiadłam zdezorientowana. Może sama też jej nie przeczytała...?

Biologia była istnym koszmarem. Przez dwie godziny rozwiązywaliśmy zadania przygotowujące nas do sprawdzianu. Chciałam odpisać od Anki, ale jej szło jeszcze gorzej niż mnie.

Rzuciłam kawałkiem zmiętej kartki w Adama, wiedząc, że on na pewno ma wszystko rozwiązane, ale niechcący trafiłam w Kaśkę, która zaraz po tym spojrzała na mnie krzywo. Zagestykulowałam jakoś, żeby go szturchnęła, ale ona nie wiedziała o co mi chodzi. Podeszła do mnie nauczycielka, więc natychmiast opuściłam ręce, udając, że się rozciągam.

Pod koniec lekcji oddałam moje wypociny razem z resztą prac i nie spodziewałam się niczego innego niż jedynki.

W-f miał być na boisku, więc stwierdziłam, że dzisiejszego dnia mam już dość paradowania bez butów. Włożyłam wrotki i pojechałam prosto do domu.

- Co się stało z twoimi skarpetkami? Są całe czarne. - zapytała mama, otwierając kosz na kranie.

- Lepiej nie pytaj. - płożyłam się do łóżka

Nowy rozdział jutro o 18

Poranek o zapachu waty cukrowejWhere stories live. Discover now