Wpis 47

594 26 2
                                    

02.07 Wtorek

Obudziłam się ze strasznym bólem gardła, przez co przełknięcie czegokolwiek wiązało się z odczuciem, jakby przełyk przemierzała gromada żyletek. Budyń leżał na moim brzuchu, więc usiadłam i delikatnie przeniosłam go na poduszkę, starając się nie przerywać mu drzemki. Z kuchni dobiegały głosy rodziców. Wyszłam spod kołdry i podniosłam się z kanapy. Przeszłam przez salon i stanęłam przed stołem, przy którym siedzieli. Oboje przerwali rozmowę i na mnie spojrzeli.

- Nieźle nas wczoraj przestraszyłaś – tata odstawił na stół kubek z kawą.

- Sorka, zasnęłam i nie zauważyłam, że rozładował mi się telefon – usiadłam obok niego i przetarłam zaspane oczy.

- Jak mogłaś zgubić pieniądze na obiad, nie wychodząc nawet z domu? Że nie wspomnę o bałaganie jaki zrobiłaś... - mama chwyciła czajnik i zalała wrzącą wodą herbatę.

A to ci drań jeden z Szymańskiego, wygadał się.

Mama postawiła przede mną mój ulubiony kubek w syrenki i z powrotem usiadła.

- Powiedzcie lepiej jak było na kolacji i w kinie – wsypałam do herbaty kilka łyżeczek cukru.

- Nie zmieniaj tematu. Dobrze, że pan Szymański jest na tyle miły, że się tobą zajął. Poczekał nawet, aż wrócimy. Gdyby nie on to leżałabyś pewnie pod ścianą i umierała z głodu.

Popatrzyłam na mamę z grymasem i upiłam łyk herbaty. Za każdym razem, gdy go wychwalała, miałam wrażenie, że wolałaby, żeby to on był jej dzieckiem a nie ja.

- Lepiej się już czujesz? - tata oderwał się od telefonu, na którym coś przeglądał i na mnie spojrzał.

- Trochę. Przynajmniej nie mam na razie gorączki – sięgnęłam po rogala leżącego na talerzu i się w niego wgryzłam.

- Jedziemy za chwilę do sklepu, więc zrób listę rzeczy, które potrzebujesz – mama odeszła od stołu i włożyła talerze do zlewu.

Pozbierałam z kanapy pościel i poszłam do pokoju. Rzuciłam ją na łóżko, po czym usiadłam przy biurku i chwyciłam kartkę oraz długopis, okręcając się kilka razy na fotelu. Rozmyślałam chwilę i w końcu wzięłam się za pisanie.

Dwie paczki żelek colowych

Lody czekoladowe

Chrupki orzechowe

Smakołyki dla Budynia

Sok pomarańczowy

Przyjrzałam się liście raz jeszcze, przytaknęłam samej sobie i poszłam zanieść ją rodzicom. Oni pojechali, a ja wygrzebałam z szafy koszulkę oraz krótkie spodenki. Było dzisiaj słonecznie, więc siedzenie dalej w zimowej piżamie było istną katorgą. Poszłam się umyć, więc Budyń poleciał za mną, wskakując wedle tradycji na pralkę i kładąc się w stercie ręczników. Wróciłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Tak bardzo miałam już dość siedzenia w domu... Sięgnęłam po książkę leżącą na biurku i się położyłam, otwierając ją na ostatnio skończonym rozdziale. Za nic nie mogłam się jednak skupić, więc odłożyłam ją na bok i napisałam do dziewczyn, pytając co robią. Kaśka wysłała zdjęcie Adama i Magdy siedzących w autobusie, pisząc, że do mnie jadą. Gdy to przeczytałam od razu się rozpromieniłam.

Dwadzieścia minut później byli już pod drzwiami. Spotkali po drodze moich rodziców, więc nie musiałam wstawać, żeby im otwierać. Kaśka rozsiadła się z Adamem na dywanie, a Magda zajęła fotel przy biurku.

- Twoja mama opowiedziała nam co się wczoraj stało. Szymański bawił się w opiekunkę i zrobił chorej dzidzi rosołek? - odezwała się Kaśka z wrednym uśmieszkiem.

Naburmuszyłam się i odwróciłam od niej wzrok, czując jak moje policzki robią się czerwone.

- No dawaj, opowiadaj co jeszcze się działo – usiadła obok mnie.

Napotkałam wkurzone spojrzenie Magdy i ze stresu zakręciło mi żołądkiem. Odkąd wypaliłam wtedy po pijaku, że podoba mi się Szymański, gdy tylko ktoś o nim wspominał, patrzyła na mnie jak na jakąś kryminalistkę, przez co wcale nie miałam ochoty się odzywać.

- Nic się nie działo.

- Ta, bo ci uwierzę – Kaśka skrzyżowała ramiona.

Adam chwycił swój plecak i zaczął czegoś w nich szukać. Po chwili wyciągnął z niego pudełko i mi je podał.

- Masz, zostało trochę babeczek ze wczoraj.

- Dzięki – wzięłam je.

- Jutro jedziecie na festyn co nie? - zapytał.

- Tak. Mam nadzieję, że do tego czasu wyzdrowieje... - zrobiłam gryza babeczki i ułożyłam głowę na poduszce.

- Szymański też tam będzie? - zapytała Magda z taką powagą, że babeczka lewo przeszła mi przez gardło.

- No, będzie... - odparłam, a ona tylko bardziej się skrzywiła.

- Magda, nie zaczynaj znowu – Kaśka kopnęła ją w kolano.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, a gdy Magda otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, Adam podniósł się z dywanu i nie dał dojść jej do słowa.

- Przyszliśmy tylko sprawdzić jak się czujesz, więc będziemy się już zbierać – mówiąc to patrzył na Magdę nieprzyjemnym wzrokiem.

Ona przymrużyła oczy i również wstała.

- Racja, na razie – powiedziała i wyszła na korytarz.

Adam popatrzył na mnie i Kaśkę, pokręcił głową i mi pomachał.

- Nie martw się, przejdzie jej. – Kaśka również podeszła do drzwi, więc usiadłam i odłożyłam na bok pudełko z babeczkami.

- Ta, mam nadzieję, że mi też...

- Że tobie też? O czym teraz mówisz? O nim? - zapytała, ale zawiesiłam wzrok na moich kolanach i nic jej nie odpowiedziałam.

- Nie robisz niczego złego. Sama pocieszałaś w pierwszej klasie Karoline, kiedy ta zabujała się we wuefiście. Przeżywała to jakby co najmniej kogoś zbiła, a ty powiedziałaś jej, że nie ma się przecież na coś takiego wpływu i że to nic złego. Z tobą jest tak samo. A Magdą, perfekcyjną panią prokurator się nie przejmuj. Tak jakby jej nigdy nie podobał się ktoś, kto nie powinien. Pamiętasz listonosza? Przecież on miał z pięćdziesiąt lat – zaśmiała się, więc popatrzyłam na nią i mimowolnie również się uśmiechnęłam.

- Kasia, idziesz? - zawołał Adam, więc spojrzała na drzwi i zaraz znów na mnie.

- Głowa do góry, będzie dobrze – chwyciła klamkę, uśmiechnęła się i wyszła.

Odprowadziłam ją wzrokiem i mój uśmiech zaraz zniknął. Nabrałam powietrza do płuc i padłam twarzą na łóżko, przykrywając się kołdrą aż po czubek głowy. 

Nowy rozdział w środę o 18

Poranek o zapachu waty cukrowejOn viuen les histories. Descobreix ara