Wpis 27

675 32 4
                                    

12.06 Środa

Wyszłam z autobusu, robiąc kolejnego gryza drożdżówki. Było za piętnaście siódma, więc parking przed szkołą był prawie pusty. Nie dało się też wypatrzeć żadnych uczniów. Usiadłam na schodach prowadzących do głównych drzwi. Odblokowałam telefon i przejrzałam zdjęcia wschodzącego słońca, które zrobiłam chwilę po przebudzeniu. Wysłałam jedno Magdzie i zaraz dostałam odpowiedź. Wysłała mi zdjęcie, na którym siedzi przy stole i pije kawę. Zmięłam opakowanie po drożdżowce i przymrużyłam oczy, skupiając się na stojącym niedaleko koszu. Wycelowałam z koszykarską precyzją, ale papierek odbił się od kosza i wylądował na chodniku. Westchnęłam i się podniosłam. Wyrzuciłam go i zakryłam dłonią ziewające usta. Na parkingu zatrzymał się dobrze znany mi samochód. Po chwili wyszedł z niego Szymański. Zabrał z siedzenia obok jakieś teczki z papierami i ruszył w kierunku wejścia do szkoły. Zauważył mnie, więc z dumą dorównałam mu kroku.

- A widzi pan, dzisiaj byłam szybsza.

- Gratuluję.- popchnął ramieniem drzwi i oboje weszliśmy do środka.

Zauważyłam, że w automacie są moje ulubione żelki. Nie musiałam nawet zastanawiać się nad podjęciem tej decyzji i wyciągnęłam z kieszeni spódniczki kilka drobniaków. Otworzyłam paczkę i wepchnęłam do buzi całą garść. Po chwili zorientowałam się, że Szymański mi się przygląda.

- Skoro masz tyle energii, to możesz iść po klucze od klasy. - powiedział i zaczął wspinać się po schodach.

Naburmuszyłam się i poszłam do sekretariatu na końcu korytarza. Weszłam na samą górę, dysząc jak po dwóch godzinach wuefu. Podałam mu klucze i weszliśmy do klasy. Za nim zaczęłam pisać kartkówkę, pokazał mi tę wczorajszą. Spojrzałam na zapisaną na niej ocenę i o mało co nie osunęłam się na podłogę. Jak to możliwe, że dostałam piątkę?! Popatrzyłam na Szymańskiego z łzami wdzięczności, gniotąc końce kartkówki.

- To nie moja zasługa, tylko twoja. - powiedział.

Usiadłam w ławce przed jego biurkiem, a uśmiech nie znikał mi z twarzy. Szymański podał mi nową kartkówkę i wzięłam się za pisanie. Wszystkie zadania składały się z tego co wczoraj powtarzałam, więc nie przestawałam pisać ani na moment, znając każde rozwiązanie. Czyżby szykowała się kolejna piąteczka?

Skończyłam dziesięć minut przed dzwonkiem.

- Pomógłby mi pan z zadaniem na dzisiejszy angielski? Nie umiałam go rozwiązać.

Sądziłam, że będzie z tego powodu niezadowolony, ale wcale na takiego nie wyglądał. Przysunęłam krzesło do jego biurka i zaczęłam tłumaczyć, czego nie rozumiem.

- Nadal masz z tym problem? - był zaskoczony, jakbym nie wiedziała ile to dwa plus dwa.

- Widzę to zadanie pierwszy raz na oczy.

- Przecież takie samo rozwiązywaliśmy na korepetycjach.

- Wcale nie, tamto miało inne przykłady.

- Co przykłady mają do polecenia?

Wykłócając się z nim dalej, machnęłam ręką jak niezadowolona klientka na targu, przez co mój długopis poleciał w przestworza. Nachyliłam się, żeby go podnieść, ale zamiast długopisu, chwyciłam sięgające po niego palce Szymańskiego. Natychmiast go puściłam i wyprostowałam się spanikowana, przez co nasze czoła się ze sobą zderzyły.

Niespodziewanie drzwi klasy się otworzyły.

- Dzień dobry - stanęła w nich uradowana pani Antos – Co się wam stało? - zapytała zdziwiona, widząc moje czerwone policzki.

Poranek o zapachu waty cukrowejМесто, где живут истории. Откройте их для себя