Wpis 49

674 33 11
                                    

04.07 Czwartek

Siedziałam w samochodzie, wachlując się czasopismem mamy. Było tak gorąco, że nawet otwarte okna nie pomagały. Na ulicach prawie nikogo nie było, ale co się dziwić. Nikt normalny nie rusza się z domu w taką pogodę. Gdyby nie to, że musieliśmy jechać do sklepu, nic nie przekonałoby mnie, żeby opuszczać moje bezpieczne cztery ściany, gdzie do woli mogłam tulić się do wiatraka. Gdy tata szukał rano namiotu na nasz jutrzejszy wyjazd, okazało się, że nigdzie go nie ma. Obdzwonił wszystkich znajomych, żeby zapytać, czy go czasem nie pożyczali, potem wypytał jeszcze dziadków, pana Bartka i panią Justynę, ale nikt nic nie wiedział. Wziął i wyparował, więc chcąc czy nie, musieliśmy wyruszyć w podróż po nowy namiot.

Zatrzymywaliśmy się na parkingu przed centrum handlowym. Wyszłam z auta, czując jak ulatuje ze mnie życie, po czym popatrzyłam na niebo bez ani jednej chmurki i na świecące wysoko słońce. Lało się z mojej twarzy jak z wodospadu Niagara i jedynym czego pragnęłam, było taplanie się już w jeziorze. Na samą myśl, przez sekundę zrobiło mi się odrobinę lepiej, ale zaraz wróciłam na ziemię i poczłapałam za rodzicami, którzy byli już niemalże przy samym wejściu.

Oglądaliśmy namioty już od prawie trzydziestu minut. Jak dla mnie mogliśmy włóczyć się tam jeszcze przez pół dnia, bo może i nie mam pojęcia kto wynalazł klimatyzację, ale szanuję tego człowieka bardziej, niż twórcę żelków.

Wstąpiliśmy jeszcze do marketu, żeby kupić coś do jedzenia na drogę i na dzisiejszy obiad. Wróciliśmy do domu i pierwsze co zrobiłam, to pozbyłam się ubrań, które myślałam, że przykleiły się do mnie już na zawsze. Wygrzebałam z szafy koszulkę w jednorożce oraz krótkie spodenki i ruszyłam do łazienki. Budyń zeskoczył z fotela i potuptał za mną. Usiadł na pralce, a ja wzięłam się za napełnianie wanny zimną wodą. Miałam iść się pakować, ale kąpiel okazała się być ważniejszym priorytetem. Weszłam do wody i poczułam się jak w niebie. Budyń rozsiadł się na brzegu wanny i zamoczył w niej jedną z łap. Zamknęłam oczy i nabrałam powietrza do płuc. Zaraz je wypuściłam i zawiesiłam wzrok na kafelkach na ścianie. Przypomniałam sobie o wczorajszej nocy i brzuch natychmiast rozbolał mnie ze stresu. Jak mogłam chcieć zrobić coś tak idiotycznego. Prawie wypaplałam wszystko Szymańskiemu. Choć głupi nie jest, więc i tak zauważył, że coś jest nie tak. Wolę nawet nie wnikać co musiał sobie pomyśleć... Westchnęłam załamana na całą łazienkę i zanurzyłam się w wodzie aż po czubek nosa. Od teraz musiałam uważać na rzeczy, które przy nim wyprawiałam i wygadywałam. Może i pan Bartek z panią Justyną i rodzicami nie widzą w tym nic dziwnego, bo spędzamy ze sobą naprawdę dużo czasu, ale gdyby ktoś ze szkoły się o tym dowiedział, to pewnie pomyślałby sobie nie wiadomo co. Magda miała więc trochę racji. Narobię mu tylko samych problemów, jeżeli dalej będę zachowywać się tak jak się zachowuje. Dlatego, mimo że wcale mi się to nie podoba, to koniec z tym! Będę traktować go po prostu jak mojego nauczyciela i wszystko będzie w porządku.

Nowy rozdział w poniedziałek lub wtorek o 18. Ciuf ciuuuf

Poranek o zapachu waty cukrowejWhere stories live. Discover now