Wpis 63

797 39 21
                                    

18.07 Czwartek

Obudziłam się z tak strasznym bólem, że rozważałam czy nie odciąć sobie ręki a zaraz potem głowy. Usiadłam na krawędzi łóżka, pozbywając się z twarzy rozczochranych kosmyków włosów. Przez gips na ręce, pół nocy obracałam się z jednego boku na drugi, nie mogąc wygodnie się ułożyć.

Wstałam i podeszłam do Budynia wtulonego w poduszkę na parapecie. Spał, więc stwierdziłam, że nie będę mu przeszkadzać. Wsadziłam do buzi ciastko i chwyciłam paczkę arbuzowych żelek, które zostały po wczorajszej wizycie dziewczyn i Adama.

Włożyłam kapcie i gdy tylko postawiłam stopę poza granicę pokoju, Budyń uniósł głowę i poleciał za mną.

Zajrzałam do sypialni. W środku nikogo nie było. Nasłuchiwałam przez moment, ale usłyszałam jedynie miauknięcie Budynia. Wyglądało na to, że rodzice pojechali już do firmy.

Poszłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Chwyciłam puszkę z oranżadą i nafaszerowałam się lekami przeciwbólowymi. Padłam na kanapę, ale zaraz wstałam z powrotem, otwierając drzwi balkonowe i wszystkie okna w salonie. Czemu upały musiały istnieć...?

Przytachałam z pokoju wiatrak, postawiłam go przed kanapą i dopiero wtedy wróciłam do wylegiwania się. Sięgnęłam po pilot od telewizora, ale ten okazał się być za daleko. Uniosłam nogę i strąciłam go na dywan. Schyliłam się i włączyłam pierwszy lepszy program, byle by nie musieć siedzieć w ciszy. Wepchnęłam do buzi garść żelek i odblokowałam telefon. Włączyłam śmieszny filmik, który wysłała mi Anka, ale zasłonił mi go przychodzący SMS. Był od Szymańskiego. Zdziwiło mnie, że do mnie pisał. Może chodziło o jutrzejsze korki.

„Twoi rodzice mówili, że pracują dzisiaj do późna. Pisz gdybyś czegoś potrzebowała."

Przez chwilę zastanawiałam się co odpisać. Naprawę chciało mu się jechać do mnie w taki gorąc?

Ledwo ruszyłam palcami lewej ręki, a już wykręciło mi je z bólu. Położyłam wiec telefon na poduszce i klikałam pojedyncze literki.

W tym czasie Szymański zdążył wysłać jeszcze jedną wiadomość.

„Czujesz się już lepiej?"

Korciło mnie, żeby wysłać to co napisałam, ale ostatecznie wszystko usunęłam i zaczęłam od początku.

„Wzięłam tabletki, więc niedługo powinno być okej. Proszę się mną nie przejmować, niczego nie potrzebuję :)"

Położyłam się na brzuchu, wpatrując się w ekran. Sądziłam, że coś na to odpisze, ale minęło kilka minut i żadna odpowiedź się nie pojawiła.

Odłożyłam telefon na bok i przekręciłam się na plecy. Uniosłam rękę, jakbym chciała sięgnąć sufitu i uważnie się jej przyjrzałam. Zacisnęłam palce, oczami wyobraźni chwytając znów rękę Szymańskiego. Gdy tylko przypomniałam sobie tamtą chwilę, uśmiech sam pojawił mi się na twarzy.

Gdyby ktoś jeszcze dwa miesiące temu powiedziałby, że ten piekielny postrach szkoły stanie się dla mnie taki ważny, padłabym na ziemię i zaczęła zwijać się ze śmiechu.

Kiedy myślę o jego zachowaniu w ostatnim czasie, zastanawiam się, czy to oznacza, że ja też jestem dla niego ważna? Nie rozumiem tylko dlaczego. Co takiego zrobiłam? Oprócz przysparzania mu kłopotów...

Skrzywiłam się, ale zaraz przypomniały mi się jego słowa znad jeziora.

Mówił, że umiem go rozbawić, wysłuchać i pocieszyć lepiej niż ktokolwiek inny kogo zna.

Poranek o zapachu waty cukrowejWhere stories live. Discover now