Wpis 52

646 33 1
                                    

07.07 Niedziela

- A za namiotami? Sprawdzaliście tam? - mama podniosła się z trawy, którą przeczesywała z dobre piętnaście minut.

- Tak, tam też nie ma. - tata zajrzał w każdy zakamarek śpiworu i odłożył go obok pozostałych, które już przeszukał.

- Kiedy ostatni raz go widziałaś? - zapytał Szymański zapłakaną panią Justynę siedzącą na rozkładanym krześle.

- Nie wiem. Chyba wczoraj wieczorem - przyłożyła do twarzy chusteczkę i wysmarkała nos - Bartek, przepraszam. Jestem beznadziejna.

- Nie płacz Justyś, znajdzie się. To nie twoja wina. - pan Bartek objął ją ramieniem.

- To tylko jakiś pierścionek. Przecież możesz kupić drugi taki sam. - powiedziała Antos, a pani Justyna tylko bardziej zalała się łzami.

- Nie tylko jakiś pierścionek, tylko pierścionek zaręczynowy. - pani Julia pomagająca nam w poszukiwaniach odwróciła się od Antos i wywróciła oczami.

Zajrzałam do jedynej reklamówki ze śmieciami, której jeszcze nie przeszukałam, po czym stanęłam obok Maksa i Dolara, których pani Barbara dokarmiała smakołykami dla psów, żeby chociaż na moment nie przeszkadzali w szukaniu.

- Tu też nic - powiedziałam do pani Justyny i ta wydawała się stracić resztki nadziei. Rozejrzałam się, zastanawiając się którego miejsca jeszcze nie sprawdziliśmy, ale przeszukaliśmy już chyba wszystkie możliwe zakamarki. Wtedy do głowy przyszła mi ostatnia z opcji. - Wiem gdzie może być! - wyminęłam biegiem samochód Antos i nie czekając na to co powie reszta, wbiegłam do lasu.

Szłam szybkim tempem, uważnie przyglądając się wydeptanej ścieżce i ciągnącej się wzdłuż niej trawie. Szłam i szłam, ale jedyne co napotykałam to walające się pod nogami śmieci. Skręciłam i zbiegłam z górki prowadzącej nad zarośnięty krzakami brzeg jeziora. Zatrzymałam się przed leżącą w trawie grubą kłodą, na której pan Bartek z panią Justyną wcześniej siedzieli. Zbliżał się wieczór i większość lasu była już zacieniona, przez co musiałam włączyć latarkę w telefonie. Obeszłam kłodę z każdej strony, dokładnie się rozglądając i przy niej uklękłam, czując jak w kolana wbija mi się kilka kamieni. Skierowałam światło pod kłodę i wsunęłam tam rękę. Błagałam niebiosa, żeby żaden pająk nie miał tam ulokowanego mieszkania, bo moje wrzaski byłoby pewnie słychać po drugiej stronie lasu. Już chciałam się podnieść, godząc się z tym, że niczego nie znajdę, ale moje palce natrafiły na coś małego i okrągłego. Złapałam moje znalezisko i zacisnęłam pięść, jakbym bała się, że za moment ucieknie. Prędko wygramoliłam się na nogi i wyprostowałam palce, przyglądając się zawartości mojej dłoni. Tym co znalazłam okazał się być kapsel od piwa. Westchnęłam zrezygnowana i wystrzeliłam go w powietrze.

- Zgubiłaś tam coś? - usłyszałam niespodziewanie głos należący do jakiegoś chłopaka, więc odwróciłam się i zaczęłam się rozglądać.

Po chwili napotkałam spojrzenia dwójki osób siedzącej przed namiotami schowanymi niemalże całkiem za drzewami. Cały czas byli tuż nade mną, a ja kompletnie ich nie zauważyłam.

- Szukam pierścionka - musiałam chwycić się gałęzi jednego z drzew i użyć korzeni wystających z ziemi jako drabiny, żeby być wstanie się do nich dostać. - Nie widzieliście go? - otrzepałam koszulkę z ziemi oraz liści, a oni jednocześnie na siebie popatrzyli.

- Tego pierścionka? - piegowaty chłopak z rudą grzywką opadającą na czoło zanurkował w kieszeni swoich spodenek i po chwili mogłam przyglądać się pierścionkowi pani Justyny spoczywającemu pomiędzy jego palcami.

Poranek o zapachu waty cukrowejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz