Wpis 28

634 23 0
                                    

13.06 Czwartek

A oto nadszedł ten dzień. Dzień zmierzenia się z bossem numero uno, sprawdzianem z angielskiego.

Usiadłam na parapecie przed klasą. Otworzyłam paczkę cukierków i wyciągnęłam z plecaka notatki. Przejrzałam kilka zadań, ale powtarzanie tego stresowało mnie jeszcze bardziej. Wypatrzyłam idącego korytarzem Szymańskiego. Gdy tylko zauważyłam, że idzie obok niego Antos, natychmiast się skrzywiłam. Rozmawiali o czymś, co jakiś czas się do siebie uśmiechając. Minęli nas i zniknęli w pokoju nauczycielskim. A to ci podły zdrajca...

Zadzwonił dzwonek, więc wszyscy weszliśmy do klasy. Anki jeszcze nie było i zastanawiałam się, czy w ogóle pojawi się na sprawdzianie. Kaśka chowała ściągi do stanika, a Adam nie rozstawał się z podręcznikiem, aż do ostatniej minuty. Szymański usiadł za biurkiem i wyjął z teczki plik kartek. Rozdał je nam i wrócił na miejsce. Przeczytałam pierwsze zadanie i mnie zamurowało. Nie kojarzyłam, żebym powtarzała wczoraj coś takiego z Szymańskim. Zaraz jednak sobie przypomniałam. To było jedno z tych zadań, które robiłam, przysypiając na siedząco. Skupiłam się do granic możliwości i starałam się przypomnieć sobie, jak się je rozwiązywało. W mojej pamięci powstała jednak blokada, więc wzięłam się za następne. Kolejnego też nie poznawałam. Poczułam panikę i przejrzałam cały sprawdzian. Zaczęłam od tych najłatwiejszych, które umiałam na sto procent. To jednak nie wystarczyło, żeby dostać ocenę, której potrzebowałam, żeby wyjść z zagrożenia. Kiedy kończyłam ostatnie zadanie, doznałam olśnienia. Odwróciłam sprawdzian na drugą stronę i ciszę w klasie przerwał dźwięk targanego papieru. Zrobiłam to tak nagle, że niechcący przetargałam go na pół. Wszyscy, włącznie z Szymańskim na mnie spojrzeli.

- Nie zwracajcie na mnie uwagi. - wyszczerzyłam się przepraszająco i wyciągnęłam z piórnika taśmę.

Gdy zadzwonił dzwonek, poszłam za innymi oddającymi sprawdziany. Położyłam go na biurku i Szymański zmarszczył brwi, widząc posklejaną pomiętą kartkę.

Na kolejnych lekcjach mogliśmy robić co chcemy, bo nauczyciele mieli jakąś konferencję. Jedynie na polskim omawialiśmy kartkówki z lektury, a na biologi rozwiązywaliśmy ćwiczenia. Znalazłam na przerwie Magdę i poszłyśmy wspólnie do sklepiku. Usiadłyśmy na ławce przed szkołą, zajadając się kanapkami. Magda zaczęła opowiadać o jakimś chłopaku, którego poznała w internecie.

- Umówiliśmy się jutro na kawę. - robiąc gryza, wysmarowała się cała majonezem.

- Mogę zostać twoim ochroniarzem czającym się w krzakach. - podałam jej chusteczkę.

- Obejdzie się. - popatrzyła na mnie zażenowana.

Po szkole przyjechali po mnie rodzice. Pojechaliśmy do galerii handlowej, żeby kupić panu Bartkowi jakiś prezent na urodziny, które ma w niedzielę. Tata kupił mu jego ulubione wino, a mama płytę zespołu, którym ostatnio ciągle się zachwyca. Weszłam do sklepu z ubraniami i zaczęłam rozglądać się za czymś co mu się spodoba. Wtedy dostrzegłam to cudeńko! Krawat ze cytatem z jego ulubionego serialu. Pan Bartek ma obsesję na punkcie krawatów, więc jeżeli to nie jest prezent idealny, to nic nim nie jest.

Wyszliśmy ze sklepu i idąc pasażem, mama nagle się zatrzymała.

- Czy to nie pan Szymański? - szturchnęła mnie.

Nie czekając na moją odpowiedź, poszła się z nim przywitać, mając gdzieś moje protesty. Podeszliśmy do nich z tatą i tak jak sądziłam, zaraz zaczęli wypytywać o moje oceny. Byłam przekonana, że tak jak to miał w zwyczaju przy moich rodzicach, zacznie na mnie narzekać. Kiedy się jednak odezwał, zaskoczył mnie bardziej, niż mamę i tatę.

- Bardzo się poprawiła i pilnie się teraz uczy.

Rodzice, a szczególnie mama, popatrzyli na mnie zadowoleni.

- Może jednak dostaniesz pod choinkę ten laptop, o którym nam tyle ględzisz.

Wróciliśmy do domu. Rozpakowałam z mamą zakupy, które zrobiliśmy w drodze powrotnej w markecie, a tata poszedł naprawić moją lampkę, która zepsuła się wczoraj w nocy. Zapakowałam prezent dla pana Bartka i narysowałam mu mini laurkę. Kazałam rodzicom coś tam dopisać i dołączyłam ją do prezentu. Może i nie byłam mistrzem pakowania, ale nie było najgorzej.

Wygrzałam się w wannie, rozmawiając przez telefon z Anką, Kaśką, Adamem i Magdą. Zawinęłam mokre włosy w turban i ubrałam koszulę nocną, żałując, że nie zrobiłam tego przed wysmarowaniem twarzy maseczką. Poszłam do swojego pokoju i zapaliłam wszystkie lampki na baterie. Usiadłam przy biurku i wyciągnęłam książki z plecaka. Tak bardzo mi się nie chciało, ale otworzyłam podręcznik od niemieckiego. Jutro muszę zgłosić się do odpowiedzi, żeby nadrobić jedynkę, którą dostałam.

Budyń wskoczył mi na kolana, więc pomiziałam go po głowie. Zrobiłam głęboki wdech i siorbiąc herbatę, wzięłam się za naukę.

Jutro o 18 nowy rozdział 

Poranek o zapachu waty cukrowejOnde histórias criam vida. Descubra agora