Wpis 15

886 36 19
                                    

31.05 Piątek

Obudził mnie szum deszczu za oknem, więc otworzyłam oczy i od razu się naburmuszyłam.

- Śniadanie! - usłyszałam mamę.

Poszłam umyć zęby i usiadłam przy stole w kuchni. Nałożyłam sobie jajecznicę na talerz, a mama postawiła obok mnie kubek z herbatą.

Tata przez całe śniadanie mówił z podekscytowaniem o jakimś meczu, o którym wyczytał w gazecie.

Wytuliłam Budynia i zaczęłam się zbierać.

- Czekaj, podwiozę cię. - tata dopił kawę jednym łykiem.

Byłam w szkole wcześniej niż zazwyczaj, więc usiadłam pod klasą od polskiego i wyciągnęłam z plecaka książkę. Otworzyłam na ostatnio skończonym rozdziale i włożyłam do uszu słuchawki. Zobaczyłam, jak korytarzem idzie Hubert, więc schowałam głowę w książce, błagając w myślach, żeby tylko do mnie nie podchodził.

Usiadł na ławce obok, ale i tak czułam na sobie jego wzrok. Na szczęście kilka minut później przyszła Kaśka.

- Idziesz ze mną do łazienki? Nie miałam rano czasu się pomalować. - mówiąc do mnie, zerknęła na Huberta.

- Jasne, chodźmy. - zeskoczyłam prędko z parapetu, mając ochotę wrzasnąć mu w twarz, żeby dał mi w końcu spokój.

Tak jakby to co wyprawia ten Karol, nie wystarczyło mi do szczęścia...

Lekcje szybko dzisiaj mijały i chyba pierwszy raz w życiu chciałam, żeby był już angielski. W końcu musiałam poznać moją ocenę ze sprawdzianu.

Mama za nim wyszłam, dała mi pudełko pełne ciasta, które upiekła i powiedziała, żebym podzieliła się z dziewczynami i Adamem.

Anki nie było dzisiaj w szkole, bo pojechała na pogrzeb jakiejś dalekiej ciotki, której nie widziała nigdy na oczy. Zajadaliśmy się na stołówce i wszyscy siedzieli z otwartymi podręcznikami od niemieckiego.

- A co to kartkówka jakaś, że tyle wkuwacie? - zażartowałam, upychając policzki ciastem.

- Przecież była zapowiedziana.

- Och.

Przed matematyką poszłam na poszukiwania Magdy, która ani nie odpisywała, ani nie odbierała telefonu, przez co nie widziałam jej pół dnia.

Jej koleżanki z klasy powiedziały mi, że widziały jak idzie do biblioteki, więc szybko tam potuptałam. Rzeczywiście tam była. Siedziała przy jednym z biurek, a obok niej leżał stos książek.

- Co czytasz? - zapytałam, a ona podskoczyła.

Góra książek się zakołysała i już myślałam, że wszystkie wylądują na podłodze.

- Nie strasz mnie tak.

- Gdzieś ty była cały dzień? - usiadłam obok niej.

- Rozładował mi się telefon i nie mogłam was znaleźć.

Dobrze, że zostawiłam jej kawałek ciasta, bo to byłby koniec przyjaźni.

Na matematyce, pani Mazur, zamiast prowadzić lekcję, zrobiła nam wychowawczą, choć bardziej przypominało to wykład zatroskanej mamy, której dzieci przechodzą codziennie na czerwonym świetle. Co poradzić, że zielone zaświeca się tam czasem nawet i co dziesięć minut.

Zapowiedziała sprawdzian na przyszły tydzień i już miałam przed oczami te wszystkie noce poświęcone matematyce...

Nadszedł angielski. Zawsze przed oddaniem jakiegokolwiek sprawdzianu skręcało mnie ze stresu, ale tym razem cały mój żołądek wywrócił się do góry nogami. Ale co się dziwić.Przede wszystkim od tego zależała moja ocena końcowa.

Poranek o zapachu waty cukrowejWhere stories live. Discover now